Hejjj! Jak widzicie, przybywam z nową miniaturką. Nareszcie. Miałam trochę wyrzuty sumienia, że nie wywiązałam się z obiecanego terminu, ale jak już wcześniej pisałam, nie chciałam wrzucać byle jakiego badziewia :) Także prezentuję Wam to. Ten tekst różni od moich poprzednich, ale to raczej dobrze. Możecie spodziewać się wkrótce drugiej części, ale nie więcej ;)Jeśli kogoś interesują szczegóły, zapraszam na koniec. Dziękuję za pomoc Czytelniczne DP. Miłego czytania!
~*~*~*~
Deszcz walił niemiłosiernie o szyby i mocno pofalowany dach samochodu. Stara furgonetka rzęziła i trzeszczała złowrogo, jakby zaraz miała rozpaść się na kawałki na środku szosy. W oddali huczały grzmoty, ulewa zacinała tak bardzo, że Draco dosłownie nic nie widział przez przednią szybę. Zresztą przez żadną nic nie widział. Wycieraczki pracowały niestrudzenie, lecz bynajmniej nie dawało to większych efektów. Malfoya rozbolał już kark od ciągłego pochylania się do przodu, co dawało kłamliwe poczucie, że jest w stanie dojrzeć więcej. Rozprostował palce na kierownicy i oparł się o ubrany w pluszową nakładkę fotel. Reflektory samochodu świeciły blado. Czuł się wymęczony kilkugodziną jazdą w tak koszmarnej pogodzie. Nie odwracając wzroku od drogi sięgnął po leżącą na siedzeniu pasażera mapę i oparł papier o kierownicę. Co chwila spoglądał na nią, bojąc się zatrzymać spojrzenie na dłużej. Po chwili znalazł fragment, którego szukał. Jeśli się nie mylił, znajdował się już blisko zjazdu. Oby tylko go nie przegapił. Zauważenie czegokolwiek w tej cholernej ulewie graniczyło z cudem. Wytężył wzrok jeszcze bardziej, skupiając się na prawej stronie drogi. Gdy po kilkunastu minutach dojrzał rozmyty znak i tablicę, dziękował w duchu nieokreślonej sile wyższej, która dziś nad nim czuwała. Gdy tylko skręcił, odetchnął głęboko i trochę się rozluźnił. Już niedaleko.
~*~*~*~
Motel "Dusza Colorado" jawił mu się w tą deszczową noc niczym ostoja zbłąkanych, samotnych wędrowców, zapraszająca wszystkich w swe skromne progi. W rzeczywistości był to raczej stały postój tirowców, choć skromne progi miał w istocie. Draco zajechał na prawie pusty parking i zaparkował furgonetkę obok średniej wielkości ciężarówki. Gdy wyjął kluczyk ze stacyjki, samochód westchnął, jakby wyzionął ducha. Mężczyzna wyskoczył z auta, zamknął je w błyskawicznym tempie i paroma susami pokonał dzielącą go od wejścia odległość. Te kilka sekund wystarczyło jednak, by jego włosy i wierzchnia część garderoby ociekały wodą niczym niewykręcone pranie. Schronił się pod niewielkim daszkiem i otworzył wyposażone w okienko drzwi. Przez szybę sączyło się słabe światło.
Gdy wszedł do środka, oczy stojącego za barem i recepcją jednocześnie mężczyzny zwróciły się ku niemu. Cały parter stanowiła jedna sala, w której znajdowały się stoliki, drewniane kredensy z różnymi badziewiami, owa recepcja i prowadzące na górę, wąskie schody. Ściany poobwieszane były zdjęciami baseballistów, ranczerów, byków, hokeistów, hollywoodzkich aktorek z ubiegłego wieku i innych tym podobnych obiektów. Barman stracił zainteresowanie gościem, bynajmniej nie zamierzając zaczynać i tak koniecznej rozmowy. Malfoy omiótł wzrokiem stoliki, przy których siedziało kilka osób, składających się na napakowanych tirowców i jednego, chudego mężczyzny w czerwonym swetrze. Draco podszedł i usiadł naprzeciwko niego. Harry Potter podniósł wzrok.
- Wiedzę, że wreszcie dotarłeś- powiedział, spoglądając na Dracona znad zdecydowanie zbyt wysmażonego steku.
- Ledwo- odparł blondyn, opierając się o niezbyt wygodne drewniane oparcie i odchylając głowę do tyłu. Opadł z sił. Najchętniej rzuciłby się od razu na łóżko, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać.- Myślałem, że nie dojadę.
W odpowiedzi Harry zaskrobał nożem o ogromny talerz, który wyglądał przy nim monstualnie. To był talerz zaprawionego w bojach kierowcy, a nie wychudzonego okularnika o wyglądzie mugolskiego informatyka.
- Jak ci poszło?-zapytał Malfoy po kilku minutach ciszy.
- Kiepsko. Znalazłem kilku. Byli raczej słabi. Jakaś grupa dopiero co rekrutowanych żółtodziobów. Sam dół hierarchii. Nie mieli pojęcia o niczym. Kompletnie bezużyteczni. Zabiłem wszystkich.
Blondyn obojętnie skinął głową. Oparł głowę na rękach. Sztywny, koronkowy obrus pamiętający chyba czasy wojny secesyjnej wrzynał mu się w łokcie.
- Zamówię ci coś do jedzenia- powiedział Potter, wstając. Draco przyglądał się, jak podchodzi do recepcji, mówi kilka słów do barmana i wraca do stolika. Draco bezmyślnie kontemplował jego wystające kości policzkowe, szczupłe nadgarstki, chude i kościste palce, kanciaste ramiona, których kształtu nie był w stanie złagodzić nawet wełniany sweter w pięknym kolorze nienatlenowanej krwi. Malfoy był zbyt zmęczony, by zastanawiać się głębiej, skąd biorą mu się w głowie takie artystyczne porównania. Gdy postawiono przed nim talerz, zabrał się za jedzenie, dopiero teraz odczuwając ssący w żołądku głód długiej jazdy. Harry przyglądał mu się ze znużeniem, opierając brodę na ręce.
- Mamy razem pokój. Mało kto bierze dwójki, więc wyszło taniej. Jutro ruszamy najszybciej jak to możliwe. Czuję to, Malfoy. To jest blisko. Trzeba to unicestwić, zanim zabije nas.
- Wiem. Wkopaliśmy się w niezłe bagno.
Gdy blondyn skończył jeść, mężczyźni wstali i ruszyli na górę po oświetlonych brudnymi kinkietami schodach. Gdy dotarli na piętro, Potter otworzył jedne z drzwi wyciągniętym z kieszeni kluczem, po czym zamknął je za sobą i Draconem. Malfoy rzucił się na pierwsze z brzegu łóżko, nie zaprzątając sobie głowy ściągnięciem butów. Szorstki koc i wielka, puchowa poduszka wydały mu się cudowniejsze niż wszystkie łoża w Malfoy Manor razem wzięte. Głuchy stukot deszczu dochodził do niego przytłumiony, jego mięśnie rozluźniły się niczym po długiej kąpieli. Jak przez mgłę zdał sobie sprawę, że Harry ściąga mu buty i stara się zdjąć mokrą kurtkę. Draco nie był pewien, czy już śni, czy jeszcze nie, ale chyba znajdował się gdzieś na pograniczu rzeczywistości i nierealnego świata pochłaniającego jego zmęczony umysł. Jak przez szybę słyszał, jak Potter wzdycha, z trudem wyciągając jego ręce z rękawów. Widział go jako czerwono-czarną plamę. Czuł, jak przysiadł na jego łóżku, lekko zdyszany po walce z kurtką. Niewiele już zostało z doskonałej kondycji ścigającego. Harry wstał i przykrył Dracona narzutą. Szybkim ruchem odgarnął z jego czoła włosy i ściągnął przez głowę swój krwistoczerwony sweter. Malfoy ostatkiem woli chciał otworzyć oczy, przyjżeć się lepiej tym przeraźliwie kościastym ramionom, wystącym z pod bladej skóry żebrom, sterczącym obojczykom nad którymi tworzyły się głębokie cienie. Jednak świat zniknął pod powiekami, a ostatnim co Draco zobaczył, był czerwony sweter przewieszony przez wezgłowie łóżka.
Gdy wszedł do środka, oczy stojącego za barem i recepcją jednocześnie mężczyzny zwróciły się ku niemu. Cały parter stanowiła jedna sala, w której znajdowały się stoliki, drewniane kredensy z różnymi badziewiami, owa recepcja i prowadzące na górę, wąskie schody. Ściany poobwieszane były zdjęciami baseballistów, ranczerów, byków, hokeistów, hollywoodzkich aktorek z ubiegłego wieku i innych tym podobnych obiektów. Barman stracił zainteresowanie gościem, bynajmniej nie zamierzając zaczynać i tak koniecznej rozmowy. Malfoy omiótł wzrokiem stoliki, przy których siedziało kilka osób, składających się na napakowanych tirowców i jednego, chudego mężczyzny w czerwonym swetrze. Draco podszedł i usiadł naprzeciwko niego. Harry Potter podniósł wzrok.
- Wiedzę, że wreszcie dotarłeś- powiedział, spoglądając na Dracona znad zdecydowanie zbyt wysmażonego steku.
- Ledwo- odparł blondyn, opierając się o niezbyt wygodne drewniane oparcie i odchylając głowę do tyłu. Opadł z sił. Najchętniej rzuciłby się od razu na łóżko, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać.- Myślałem, że nie dojadę.
W odpowiedzi Harry zaskrobał nożem o ogromny talerz, który wyglądał przy nim monstualnie. To był talerz zaprawionego w bojach kierowcy, a nie wychudzonego okularnika o wyglądzie mugolskiego informatyka.
- Jak ci poszło?-zapytał Malfoy po kilku minutach ciszy.
- Kiepsko. Znalazłem kilku. Byli raczej słabi. Jakaś grupa dopiero co rekrutowanych żółtodziobów. Sam dół hierarchii. Nie mieli pojęcia o niczym. Kompletnie bezużyteczni. Zabiłem wszystkich.
Blondyn obojętnie skinął głową. Oparł głowę na rękach. Sztywny, koronkowy obrus pamiętający chyba czasy wojny secesyjnej wrzynał mu się w łokcie.
- Zamówię ci coś do jedzenia- powiedział Potter, wstając. Draco przyglądał się, jak podchodzi do recepcji, mówi kilka słów do barmana i wraca do stolika. Draco bezmyślnie kontemplował jego wystające kości policzkowe, szczupłe nadgarstki, chude i kościste palce, kanciaste ramiona, których kształtu nie był w stanie złagodzić nawet wełniany sweter w pięknym kolorze nienatlenowanej krwi. Malfoy był zbyt zmęczony, by zastanawiać się głębiej, skąd biorą mu się w głowie takie artystyczne porównania. Gdy postawiono przed nim talerz, zabrał się za jedzenie, dopiero teraz odczuwając ssący w żołądku głód długiej jazdy. Harry przyglądał mu się ze znużeniem, opierając brodę na ręce.
- Mamy razem pokój. Mało kto bierze dwójki, więc wyszło taniej. Jutro ruszamy najszybciej jak to możliwe. Czuję to, Malfoy. To jest blisko. Trzeba to unicestwić, zanim zabije nas.
- Wiem. Wkopaliśmy się w niezłe bagno.
Gdy blondyn skończył jeść, mężczyźni wstali i ruszyli na górę po oświetlonych brudnymi kinkietami schodach. Gdy dotarli na piętro, Potter otworzył jedne z drzwi wyciągniętym z kieszeni kluczem, po czym zamknął je za sobą i Draconem. Malfoy rzucił się na pierwsze z brzegu łóżko, nie zaprzątając sobie głowy ściągnięciem butów. Szorstki koc i wielka, puchowa poduszka wydały mu się cudowniejsze niż wszystkie łoża w Malfoy Manor razem wzięte. Głuchy stukot deszczu dochodził do niego przytłumiony, jego mięśnie rozluźniły się niczym po długiej kąpieli. Jak przez mgłę zdał sobie sprawę, że Harry ściąga mu buty i stara się zdjąć mokrą kurtkę. Draco nie był pewien, czy już śni, czy jeszcze nie, ale chyba znajdował się gdzieś na pograniczu rzeczywistości i nierealnego świata pochłaniającego jego zmęczony umysł. Jak przez szybę słyszał, jak Potter wzdycha, z trudem wyciągając jego ręce z rękawów. Widział go jako czerwono-czarną plamę. Czuł, jak przysiadł na jego łóżku, lekko zdyszany po walce z kurtką. Niewiele już zostało z doskonałej kondycji ścigającego. Harry wstał i przykrył Dracona narzutą. Szybkim ruchem odgarnął z jego czoła włosy i ściągnął przez głowę swój krwistoczerwony sweter. Malfoy ostatkiem woli chciał otworzyć oczy, przyjżeć się lepiej tym przeraźliwie kościastym ramionom, wystącym z pod bladej skóry żebrom, sterczącym obojczykom nad którymi tworzyły się głębokie cienie. Jednak świat zniknął pod powiekami, a ostatnim co Draco zobaczył, był czerwony sweter przewieszony przez wezgłowie łóżka.
~*~*~*~
Gdy obudził się rano, czuł się niczym nowo narodzony. Poczucie idealnego wyspania zakłócały tylko lekko klejące się do ciała ubrania i nieumyte włosy, ale Malfoyowi to nieszczególnie psuło humor. Przez okno do pokoju wpadała szara jasność poranka. W pozycji leżącej mężczyzna był w stanie dojrzeć przez częściowo zasłonięte białą firanką okno tylko kłębiące się na niebie gęste chmury we wszystkich odcieniach popielu. Przewrócił się na drugi bok. Harry siedził na pościelonym łóżku w jeansach i białym t-shircie. Jego czarne włosy sterczały na wszystkie strony, jakby nie wiedziały szczotki od wielu dni. Słysząc skrzypienie łóżka, Potter podniósł wzrok znad notesu i spojrzał na towarzysza.
- Hej- rzucił Malfoy, drapiąc się po lekko zarośniętym policzku.
- Hej- Harry wstał i podszedł do niego. Gdy usiadł na skraju jego łóżka, materac ugiął się nieznacznie.
- Która godzina?- zapytał blondyn. Drugi mężczyzna spojrzał na zegarek.
- Dziewiąta. Jak się umyjesz i ubierzesz, jemy śniadanie i zaraz ruszamy.
- Jasne. I błagam cię Potter, weź jedz więcej, bo mi się słabo robi jak na ciebie patrzę.
Po tych słowach wyciągnął rękę i dotknął odznaczających się pod koszulką obojczyków Harry'ego. Wolno wodził po nich palcami, jakby chciał poczuć każdą nierówność kości.
- To nie patrz- powiedział brunet z ironią w głosie. Nie wydawał się być ani trochę skrępowany poczynaniami blondyna.
- No pewnie. Nawet z pod za dużego o trzy numery płaszcza wystają ci żebra. Stany ci ewidentnie nie służą. Jeszcze jeden taki rok jak ten i wrócę do Londynu w towarzystwie twoich kości.
- Jeśli w ogóle wrócimy, Malfoy. A to, że jestem chudy, to nie znaczy, że umieram. Zresztą lepiej wstań i idź się umyj. Musimy wziąć się do roboty, inaczej skończysz jako wariat. Nie sądzę, aby wyrażanie takiego zainteresowania cudzymi obojczykami było w pełni normalne.
Harry wstał i podszedł do okna.
- Przyniosłem ci z samochodu czyste ubrania, bo wczoraj zapomniałeś wziąć- powiedział.
- Dzięki. I naprawdę, zacznij się normalnie odżywiać, Potter. Widzę stąd twój kręgosłup.
~*~*~*~
Byli ostatnimi, którzy pojawili się na dole. Wszyscy tirowcy wyruszyli przed świtem, więc mężczyźni siedzieli sami w wielkiej, zimnej sali i jedli jajecznicę z tostami. Draco wypił cztery filiżanki obrzydliwej, fusiastej kawy i poczuł, że jest gotowy na kolejne setki kilometrów. Rozliczyli się z recepcjonistą i wyszli przed motel. Na parkingu stała samotnie furgonetka Malfoya, prezentując się naprawdę smutno z pofałdowanym dachem i poprzetykanym rdzą brudno niebieskim lakierem. Harry zajął miejsce pasażera i rzucił swoją torbę na tylnej siedzenie. Draco usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk w stacyjce. Samochód zarzęził ponuro, ale zapalił. Blondyn wyjechał z podjazdu "Duszy Colorado" i ruszył tą samą drogą co wczoraj, tym razem oświetloną bladą szarością dnia. Po chwili znaleźli się na szosie.
~*~*~*~
Harry oparł się o szybę i podkurczył nogi. Samochód monotonnie sunął po czarnym asfalcie, turkocząc cicho. Malfoy jechał dużo spokojniej niż poprzedniego dnia. Póki co nie padało, a blondyn modlił się w duchu, aby ten cudowny stan utrzymał się jak najdłużej. Droga była monotonna, krajobraz był równie różnorodny co liście na drzewie, a stara furgonetka niewyposażona była w radio.
- Ile to kilometrów?- przrwał długie milczenie Potter.
- Z siedemstet. Chyba coś koło tego. Po drodze zatrzymamy się na stacji benzynowej.
- Gdzie masz mapę?
- Chyba włożyłem ją do schowka.
Harry wyciągnął z pod deski rozdzielczej złożony arkusz papieru i rozłożył na swoich kolanach.
- Będziesz studiował autostrady w Nevadzie?
- Nie, zajazdy w Indianie.
- No nie. Jasny szlag.
Malfoy bynajmniej nie miał na myśli obiektów gastronomicznych w Indianie. Z rezygnacją spoglądał na przednią szybę, o którą zaczynały bębnić pierwsze krople. Harrym automatycznie wstrząsnął dreszcz. Owinął się szczelniej czerwonym swetrem.
- Ubierz kurtkę. Wyziębisz obojczyki- powiedział Draco, nie odrywając wzroku od drogi.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę. Odczep się od moich obojczyków.
- Nie zamierzam. Podobają mi się. Są takie... Wystające? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
Potter prychnął.
- Możesz je sobie wziąć.
- Chętnie skorzystam. Zawsze marzyłem o dodatkowej parze obojczyków.- powiedział Malfoy, rzucając towarzyszowi krótkie spojrzenie. Podczas kilku chwil zdąrzyło rozpadać się na dobre. - Ale teraz przydaj się na coś i odszukaj nasze położenie na mapie.
Harry zaczął studiować mapę, marszcząc brwi i raz po raz drapiąc się po głowie. Co chwila nerwowo poprawiał okulary. Wyczuwał to. Oboje to wyczuwali. Żaden z nich nie odezwał się jednak ani słowem. Oboje wiedzieli i oboje żywili żałosną nadzieję, że to co nadchodziło, ominie ich bez słowa. Potter przełknął głośno ślinę. Zbliżające się przeznaczenie uwięzło mu w gardle i ścisnęło serce. Zacisnął powieki. Czuł dotyk zimnych, śliskich palców, kpiąco gładzących jego kręgosłup. Czuł na karku obrzydliwie ciepły, lepki oddech spowijający go niczym gęsta mgła. Zacisnął dłonie na mapie. Nie doczekał się gniewnej uwagi Malfoya, krytykującej ten gest. Jego towarzysz ściskał kierownicę tak mocno, że brunet mógł przysiądz, że w sztucznej skórze powstały głębokie wgniecenia. Draco oddychał szybciej, skóra na czole i skroniach delikatnie lśniła od potu. Żyły na jego szyi uwydatniły się, a jego twarz była biała jak mleko.
Mimo to, żaden z nich nie zaproponował przerwania drogi. To nie mugolski film. Przeznaczenie ich dosięgnie. I to już wkrótce.
Harry zaczął studiować mapę, marszcząc brwi i raz po raz drapiąc się po głowie. Co chwila nerwowo poprawiał okulary. Wyczuwał to. Oboje to wyczuwali. Żaden z nich nie odezwał się jednak ani słowem. Oboje wiedzieli i oboje żywili żałosną nadzieję, że to co nadchodziło, ominie ich bez słowa. Potter przełknął głośno ślinę. Zbliżające się przeznaczenie uwięzło mu w gardle i ścisnęło serce. Zacisnął powieki. Czuł dotyk zimnych, śliskich palców, kpiąco gładzących jego kręgosłup. Czuł na karku obrzydliwie ciepły, lepki oddech spowijający go niczym gęsta mgła. Zacisnął dłonie na mapie. Nie doczekał się gniewnej uwagi Malfoya, krytykującej ten gest. Jego towarzysz ściskał kierownicę tak mocno, że brunet mógł przysiądz, że w sztucznej skórze powstały głębokie wgniecenia. Draco oddychał szybciej, skóra na czole i skroniach delikatnie lśniła od potu. Żyły na jego szyi uwydatniły się, a jego twarz była biała jak mleko.
Mimo to, żaden z nich nie zaproponował przerwania drogi. To nie mugolski film. Przeznaczenie ich dosięgnie. I to już wkrótce.
~*~*~*~
Gdy Draco zaparkował samochód na parkingu przed stacją benzynową i wyłączył auto, żaden z nich się nie poruszył. Malfoy nerwowo bębnił palcami w kierownicę, akompaniując ulewie. Harry wbił się w fotel najbardziej jak mógł i owinął swetrem jak kocem. Siedzieli w milczeniu, minuty spływały wolno po pełnej rys szybie. W końcu Draco sięgnął po kurtkę.
- Idź zapłać, ja zatankuję. Do pełna. I kup mi kanapkę. Wiesz jaką.
Potter skinął głową. Sięgnął dłonią w kierunku klamki i po chwili wachania wyskoczył z auta, i pobiegł w kierunku sklepu. Gdy drzwi rozsunęły się, uderzył go zapach parszywych fast foodów, taniej kawy i chemicznych donatów. Przeczesał ręką mokre włosy i nieśpiesznie podszedł do lodówki z daniami lunchowymi. Dokładnie przeczytał wszystkie etykietki i pooglądał opakowania, zanim wybrał bułkę z kurczakiem i kanapkę z tuńczykiem. Dokładnie te same co zawsze. Podszedł do kasy, wolno oglądnął znajdujące się tam słodycze, położył na ladzie czekoladę z orzechami, zamówił dwie kawy i podał objętość oraz rodzaj paliwa. "Otwórzcie się"- błagał w myślach, gdy kasjerka pakowała jedzenie do plastikowej reklamówki. "Błagam, otwórzcie się".
Otworzyły się. Harry usłyszał mokre kroki zmierzające w jego kierunku. Gdy poczuł na łokciu znajome, szorstkie opuszki palców, odetchnął z ulgą. Ekspedientka poszła zrobić kawę, a on odwrócił się do Dracona.
- Co tak długo?- zapytał. -Myślałem, że tu zaraz wykwituję.
- Błagam cię Potter, nie dajmy się zwariować.
- Chyba żartujesz. Gdyby to coś dopadło najpierw ciebie, chyba rzuciłbym się pod koła. Zresztą, cóż to byłby za egoizm z twojej strony. Umrzeć i pozostawić mnie samego w oczekiwaniu na rzeź.
Harry podniósł rękę i odgarnął z czoła blondyna wpadające mu do oczu, ociekające wodą włosy.
- Nie poprawiasz sytuacji, Potter. Co ma być, będzie. Uciekniemy lub nie. Ale razem to zaczęliśmy i razem to skończymy. Nasze losy są ze sobą powiązane jak nitki w twoim swetrze.
Ekspedientka postawiła kawy na ladzie. Mężczyźni wzięli je i wyszli ze sklepu, pokonując dzielącą ich od samochodu odległość w błyskawicznym tempie. Gdy znaleźli się znowu w suchym wnętrzu furgonetki, przez krótką chwilę towarzyszyło im naiwne poczucie bezpieczeństwa, które zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Harry włożył swoją kawę między kolana i wyciągnął z siatki kanapki, bułkę z kurczakiem podając blondynowi.
- Co teraz?- zapytał między jednym kęsem a drugim.
- Do następnego miejsca postoju zostało nam trzysta kilometrów. Nie wiem, czy zdążymy przed nocą.
Ta informacja zawisła w powietrzu, dusząc jak gaz.
- A gdybyśmy znaleźli coś bliżej?- Harry sam nie wierzył w swoje słowa, jego głos był niepewny i cichy.
- Nie ma mowy- wybełkotał Draco, żując.- Nie możemy ryzykować.
Brunet nie spodziewał się innej odpowiedzi. Zresztą, paradoksalnie słowa Malfoya przyniosły mu ulgę. Był już wyczerpany wieczną ucieczką przed ścigającą ich klątwą. Naturalnie nie miał zamiaru się poddać. Ale nie miał już siły pędzić na złamanie karku jak wtedy, gdy to wszystko się zaczęło.
Blondyn zwinął w kulkę papierową torebkę po kanapce i cisnął ją na tylne siedzenie. Upił łyk kawy, włożył kubek w uchwyt i uruchomił furgonetkę. Gdy wyjechali z parkingu, światła stacji benzynowej zamigotały nerwowo.
- Idź zapłać, ja zatankuję. Do pełna. I kup mi kanapkę. Wiesz jaką.
Potter skinął głową. Sięgnął dłonią w kierunku klamki i po chwili wachania wyskoczył z auta, i pobiegł w kierunku sklepu. Gdy drzwi rozsunęły się, uderzył go zapach parszywych fast foodów, taniej kawy i chemicznych donatów. Przeczesał ręką mokre włosy i nieśpiesznie podszedł do lodówki z daniami lunchowymi. Dokładnie przeczytał wszystkie etykietki i pooglądał opakowania, zanim wybrał bułkę z kurczakiem i kanapkę z tuńczykiem. Dokładnie te same co zawsze. Podszedł do kasy, wolno oglądnął znajdujące się tam słodycze, położył na ladzie czekoladę z orzechami, zamówił dwie kawy i podał objętość oraz rodzaj paliwa. "Otwórzcie się"- błagał w myślach, gdy kasjerka pakowała jedzenie do plastikowej reklamówki. "Błagam, otwórzcie się".
Otworzyły się. Harry usłyszał mokre kroki zmierzające w jego kierunku. Gdy poczuł na łokciu znajome, szorstkie opuszki palców, odetchnął z ulgą. Ekspedientka poszła zrobić kawę, a on odwrócił się do Dracona.
- Co tak długo?- zapytał. -Myślałem, że tu zaraz wykwituję.
- Błagam cię Potter, nie dajmy się zwariować.
- Chyba żartujesz. Gdyby to coś dopadło najpierw ciebie, chyba rzuciłbym się pod koła. Zresztą, cóż to byłby za egoizm z twojej strony. Umrzeć i pozostawić mnie samego w oczekiwaniu na rzeź.
Harry podniósł rękę i odgarnął z czoła blondyna wpadające mu do oczu, ociekające wodą włosy.
- Nie poprawiasz sytuacji, Potter. Co ma być, będzie. Uciekniemy lub nie. Ale razem to zaczęliśmy i razem to skończymy. Nasze losy są ze sobą powiązane jak nitki w twoim swetrze.
Ekspedientka postawiła kawy na ladzie. Mężczyźni wzięli je i wyszli ze sklepu, pokonując dzielącą ich od samochodu odległość w błyskawicznym tempie. Gdy znaleźli się znowu w suchym wnętrzu furgonetki, przez krótką chwilę towarzyszyło im naiwne poczucie bezpieczeństwa, które zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Harry włożył swoją kawę między kolana i wyciągnął z siatki kanapki, bułkę z kurczakiem podając blondynowi.
- Co teraz?- zapytał między jednym kęsem a drugim.
- Do następnego miejsca postoju zostało nam trzysta kilometrów. Nie wiem, czy zdążymy przed nocą.
Ta informacja zawisła w powietrzu, dusząc jak gaz.
- A gdybyśmy znaleźli coś bliżej?- Harry sam nie wierzył w swoje słowa, jego głos był niepewny i cichy.
- Nie ma mowy- wybełkotał Draco, żując.- Nie możemy ryzykować.
Brunet nie spodziewał się innej odpowiedzi. Zresztą, paradoksalnie słowa Malfoya przyniosły mu ulgę. Był już wyczerpany wieczną ucieczką przed ścigającą ich klątwą. Naturalnie nie miał zamiaru się poddać. Ale nie miał już siły pędzić na złamanie karku jak wtedy, gdy to wszystko się zaczęło.
Blondyn zwinął w kulkę papierową torebkę po kanapce i cisnął ją na tylne siedzenie. Upił łyk kawy, włożył kubek w uchwyt i uruchomił furgonetkę. Gdy wyjechali z parkingu, światła stacji benzynowej zamigotały nerwowo.
~*~*~*~
- Nie możesz podkręcić ogrzewania? Zaraz tu zamarznę.
Gdyby nie beznadziejność sytuacji, w której się znaleźli, Draco uznałby, że zwinięty w kłębek Harry, opatulony dwoma kurtkami, szalikiem i kocem, wygląda rozbrajająco zabawnie.
Ale nie wyglądał. W ciemnym wnętrzu samochodu, wychudzony, młody mężczyzna z cieniami kropli na policzkach, trzęsący się z zimna i podświadomych obaw, wywoływał posępne uczucia. Zmrok zapadł jakąś godzinę temu, wciągając uciekinierów w swój nieoczywisty świat.
- Jest włączone na maksa- Malfoy uderzył dłonią w zestaw pokręteł, jakby miało to cokolwiek pomóc. W odpowiedzi Potter zadrżał.
Deszcz i błysk. Deszcz. Deszcz i grzmot. Deszcz.
Blondyn owinął szczelniej szyję szalikiem. Odczuwał już skutki długiej, wyczerpującej jazdy. Bolały go oczy, ręce i kark, był zmęczony nieustanną koncentracją na drodze.
- Chcesz czekolady?- zapytał Harry, wyjmując z kieszeni kurtki tabliczkę.
- Jasne- Malfoy przeczesał dłonią włosy.- Daj mi pół od razu, jeśli możesz.
Nagle przed samochodem błysnął mu jakiś ruchomy obiekt. Odruchowo nacisnął klakson i hamulec, usłyszał jak brunet przeklina cicho. Serce mu stanęło, gdy coś uderzyło w przód samochodu. Furgonetka stanęła. Draco oddychał głośno, krew pulsowała z nim ze zdwojonym ciśnieniem. Harry zamarł z tabliczką czekolady w dłoni. Oboje wpatrywali się w dolną część przedniej szyby.
- Wysiadam- powiedział blondyn. Już sięgał do klamki, gdy nagle brunet zacisnął dłoń na jego przedramieniu z taką siłą i determinacją, o jaką Malfoy nigdy by go nie podejrzewał.
- Ani mi się waż- wycedził przez zaciśnięte zęby.- Zablokuj drzwi. W tej chwili.
Blondynowi nawet nie przyszło na myśl, żeby się sprzeciwić. Z chwilą gdy naciskał przycisk na drzwiach, coś zaczęło poruszać się przed maską samochodu. Człowiek. Wstawał powoli, gramoląc się na nogi. Draco wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. W świetle reflektorów było widać jego zniszczoną, sztruksową kurtkę, zarost na nalanej twarzy i wełnianą czapkę. Nagle nieznajomy odwrócił głowę i spojrzał centralnie na nich. Mimo iż blondyn czuł, jak przeraźliwie niebieskie, szydercze oczy wkręcają się w jego umysł, odnosił wrażenie, że Potter czuje dokładnie to samo. Nie był w stanie się poruszyć, zamarł z ręką w połowie drogi do kierownicy.
- Jedź Malfoy! Do jasnej cholery, jedź!
Zanim Draco zdążył przetworzyć ten komunikat, Harry przycisnął go biodrem do drzwi, wciskając się na fotel kierowcy. Nacisnął pedał gazu, a furgonetka gwałtownie ruszyła do przodu pod nieco dziwnym kątem. Po kilku sekundach Malfoy zdał sobie sprawę z szybkiej zmiany przebiegu wydarzeń i chwycił z całej siły kierownicę. Potter ciągle trzymał mogę na gazie, choć z mniejszą siłą. Draco odszukał pedał hamowania. Ich nogi były splątane niczym splot swetra, co bynajmniej nie ułatwiało zapanowania nad pojazdem. Nagle samochód odrzuciło w bok. Wypięty z pasów Harry z całej siły grzmotnął o drzwi pasażera, wydając przy tym jęk bólu. Malfoy ledwo powstrzymał się, aby nie odwrócić wzroku w jego stronę. Starał się zapanować nad pojazdem, wykonując skąplikowane manewry kierownicą i naciskając pedały w różnych konfiguracjach siłowych. W końcu samochód powrócił do właściwej pozycji. Blondyn zwolnił trochę, ale bał się zatrzymać. Odetchnął głośno. Udało się. Spojrzał na Harry'ego. Mężczyzna opierał się o drzwi, dysząc ciężko.
- Żyjesz, Potter?- jego głos był rozedrgany i cichy. Gdyby nie wiedział, że należy do niego, nigdy by na to nie wpadł.
- Chyba tak- wysapał brunet. Wygiął swoje plecy w łuk, krzywiąc się i dotykając lędźwi.- Trochę przywaliłem w te drzwi, ale nie jest źle.
Draco odetchnął. Żyła na jego skroni pulsowała, a ręce trzymające mocno kierownicę drżały jakby miał dreszcze, ale zaczynał powoli odzyskiwać panowanie nad sobą.
- Nie będę pytać, co to było. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Może i niewiedza nie chroni, ale przynajmniej nie śni się po nocach.
- I tak bym ci nie odpowiedział. Nie wiem- odparł słabo brunet.- Ale gdy wrzeszczałem, a ty nie odpowiadałeś, myślałem, że już po tobie.
- Słyszałem twój ostatni krzyk.
- Zawołałem cztery razy. "Malfoy!", " Malfoy, rusz się! ", " Jedź" i "Jedź Malfoy! Do jasnej cholery, jedź!". Choć wszystko mogło zlać się w jedno. Teraz te słowa pulsują we mnie.
- Słyszałem tylko ostatnie dwa zdania. Chwała ci, Potter, że miałeś większą kontrolę nad sobą.
- Nieważne- jego głos był tak cichy, że Malfoy ledwo go dosłyszał. - Obyśmy przeżyli tę noc.
- Żyjesz, Potter?- jego głos był rozedrgany i cichy. Gdyby nie wiedział, że należy do niego, nigdy by na to nie wpadł.
- Chyba tak- wysapał brunet. Wygiął swoje plecy w łuk, krzywiąc się i dotykając lędźwi.- Trochę przywaliłem w te drzwi, ale nie jest źle.
Draco odetchnął. Żyła na jego skroni pulsowała, a ręce trzymające mocno kierownicę drżały jakby miał dreszcze, ale zaczynał powoli odzyskiwać panowanie nad sobą.
- Nie będę pytać, co to było. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Może i niewiedza nie chroni, ale przynajmniej nie śni się po nocach.
- I tak bym ci nie odpowiedział. Nie wiem- odparł słabo brunet.- Ale gdy wrzeszczałem, a ty nie odpowiadałeś, myślałem, że już po tobie.
- Słyszałem twój ostatni krzyk.
- Zawołałem cztery razy. "Malfoy!", " Malfoy, rusz się! ", " Jedź" i "Jedź Malfoy! Do jasnej cholery, jedź!". Choć wszystko mogło zlać się w jedno. Teraz te słowa pulsują we mnie.
- Słyszałem tylko ostatnie dwa zdania. Chwała ci, Potter, że miałeś większą kontrolę nad sobą.
- Nieważne- jego głos był tak cichy, że Malfoy ledwo go dosłyszał. - Obyśmy przeżyli tę noc.
~*~*~*~
Draco wyszedł z łazienki i przetarł twarz dłońmi. Podczas brania prysznica drżał jak w febrze. Jego ręce nadal dygotały, odmawiając posłuszeństwa.
Harry leżał pod kołdrą w swoim krwistoczerwonym swetrze. Oczy miał zamknięte, ale blondyn wiedział, że nie spał. Zaciskał palce na kołdrze, jego oddech był nierówny i nerwowy. Malfoy zgasił palącą się między łóżkami lampkę. W pokoju zapanowała kompletna ciemność. Starając się nie potknąć, odnalazł drogę do łóżka i wszedł się pod kołdrę. Wsunął ręce pod sweter Harry'ego i objął go w pasie, przyciskając jego ciało z całej siły do własnego. Poczuł, jak skóra bruneta pokrywa się gęsią skórką, a jego mięśnie automatycznie się napinają. Wrażenie to jednak szybko ustąpiło, a Potter wypuścił powietrze przez nos, układając się wygodniej. Chwycił dłonie Draco, jakby chcąc zatrzymać je oplecione wokół własnych bioder. Jego oddech uspokoił się nieco. Oboje bali się jednak odezwać, obawiając się, że nawet szept zabrzmiałby z pełnym ciemności pokoju niczym przeraźliwy wrzask. Draco poczuł, jak sam się uspokaja. Trzymające Harry'ego ręce drżały mniej, a owiewający kark bruneta oddech stał się bardziej wyrównany. Bliskość drugiego człowieka- bliskość człowieka, z którym splotło się swój los, dała im obojgu chwilowe i delikatne poczucie bezpieczeństwa. Blondyn zacisnął powieki. Oby to nie była ich ostatnia noc.
~*~*~*~
Ranek przybył chłodny i mglisty, szepczący między konarami nagich drzew. Zanim Draco otworzył oczy, czuł jego dotyk na policzkach, pełen niepokoju i wyczekiwania. Malfoy podniósł wolno powieki, zaczynając na powrót odczuwać każdy mięsień swojego ciała. Spał w tej samej pozycji, w której się położył, przyciśnięcięty do pleców Harry'ego, z twarzą w jego swetrze. Rozprostował palce i przesunął je w górę, dotykając żeber drugiego mężczyzny. Przesuwał opuszkami wzdłóż przestrzeni między nimi, naciskał kolejne kości, wystające spod cienkiej skóry jak stalowe obręcze. Potter nie poruszał się, choć Draco wyczuwał jego świadomość.
- Zabieraj łapy od moich żeber- powiedział w końcu, gdy Malfoy zaczął wystukiwać na nich rytm paznokciami.
- Masz lekko opóźnioną reakcję, Potter.
- Po prostu byłem ciekawy, na jaki kretyński pomysł wpadniesz.- Harry ściągnął z siebie ręce Malfoya i odwrócił się do niego twarzą. Nic poza cieniami pod oczami nie zdradzało pozornie jego wyczerpania. Jednak Draco zdążył podczas ostatniego roku poznać go na tyle, aby widział i wiedział co dzieje się w umyśle Pottera.
Milczeli. Harry wpatrywał się w Dracona z bólem i troską, Dracon w Harry'ego z pewnością siebie i wyczekiwaniem.
- Malfoy... To wszystko moja wina. To przeze mnie to się zaczęło. Nie powienienem był...
- Och, stul pysk.
Zaskoczony tymi słowami brunet rzeczywiście umilkł, lekko zbity z tropu.
- Nie zajmujmy się pierdołami. To co się stało, nie było niczyją winą i nie waż mi się twierdzić inaczej. Mam plan, Potter. Wymyśliłem go właśnie w tym momencie i zdradzę ci, że jest genialny. Wprawdzie możemy oboje zginąć, ale to nieistotne. Trzeba zaryzykować. Więc błagam cię, porzuć te melancholijne rozważania i przygotuj się do drogi.
Malfoy poderwał się z łóżka, w pełni ocucony nadzieją. Wstąpiły w niego nowe siły, jego ciało rwało się do biegu czy czegokolwiek co spożytkowałoby jego energię. Na razie musiał zadowolić się myciem się, goleniem i szorowaniem zębów jednocześnie. Uśmiechnął się półgębkiem do swojego odbicia w lustrze i zamaszyście splunął do umywalki. To nie będzie ich ostatni dzień.
~*~*~*~
Witam ♥
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałam podziękować za powiadomienie mnie o nowej miniaturce ;)
No to tak... Klimat utrzymany. Zawsze taka piosenka kojarzy mi się z szarym miastem, ale ja zawsze miło czytam opowiadania, gdzie pada deszcz i to chyba dlatego, bo sama go uwielbiam XD Część pierwsza tej miniaturki wyszła Ci długa i mam nadzieję, że następne części również będą tak utrzymane.
Zdążyłam zauważyć,że bardzo lubisz pairing homoseksualny Harry'ego i Dracona i mimo że nie jestem ich zwolenniczką to notka mi się bardzo podobała :D
Błędów za dużo nie ma, a nawet jak są to nie zwraca się na nie uwagi ;)
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę weny
~ Arbuzek^^
Dziękuję :3 A tak w ogóle, to uwielbiam twoje komentarze. Bardzo mnie zawsze motywują i podnoszą na duchu. Drarry to obok Drapple mój ulubiony ship. Mam słabość do Dracona w ff, mimo że nie zaliczam się do jego haremu ;) Również pozdrawiam i weną sypię w hojnych ilościach ;)
UsuńDrappella
Brrr... Aż ciary przechodzą. Pełna napięcia i tajemnicy miniaturka. Oczekwiania. Zupełnie inna od słodkiej i lekkiej atmosfery Twoich poprzednich prac. Ciekawa jestem tylko, co sił stało z ich magią... Czy to jest poprostu świat bez niej czy coś siś stało? Ciekawe...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, BellatriX
miniaturkidosme.blogspot.com
Dostałam nagłego oświecenia. A słodką i romantyczną atmosferę warto czasem zawiesić ;) W następnej części, którą planuję wrzucić jeszcze w lipcu, szarpnę lekko temat czarodziejskiego świata.
Usuń