23.12.2015

Miniaturka siódma: Więc tak, Malfoy

Nie będę się usprawiedliwiać. Nie było mnie bardzo długo i przepraszam, ale nie chcę was tu zanudzać opowiesciami o moim żuciu. Tak czy inaczej: Jestem i przynoszę wam świąteczną miniaturkę. Oby nie zmylił was początek, to nie jest klasyczny one-shot z drogimi kolczykami i uroczystymi kolacjami. Dedykuję ten tekst Dominice. Uznaj to za prezent gwiadkowy ;). Zapraszam do czytania.

~*~*~*~
Plotki dotyczące bożonarodzeniowego balu roznosiły się po Hogwarcię z prędkością światła. Grono pedagogiczne chciało utrzymać ten fakt w tajemnicy do połowy listopada, ale cała szkoła huczała o tym już pod koniec września. Nie wiadomo do końca, który prefekt puścił parę z ust, ale wszyscy podejrzewali o to Rona Weasley'a, jak się potem okazało, niesłusznie. Uczniowie emocjonowali się nie tyle samym balem, co niesamowitymi informacjami, które można było o nim usłyszeć. W pewnym momencie przybrało to taki obrót, że trudno było uwierzyć w jakiekolwiek z nich. Rozchichotane Krukonki z piątego rocznika rozpowiadały wszystkim o jednorożcach i śpiewających ptakach, które Hagrid miał niby na tę uroczystość sprowadzić. Gracze quiditha opowiadali sobie w szatni o drużynach, które McGonagall planowała zaprosić, szklarnie wypełniały szepty dotyczące niezwykłych roślin, które miały się w Wielkiej Sali znaleźć, a męska część Slytherinu że zgrozą opowiadała o nowych fasonach wyjściowych szat, które pojawiły się w Hogesmead. Tak czy inaczej, nikt nie pozostał obojętny. Takie uroczystości nie odbywały się przecież w Hogwarcie co dzień. Do tego, czy to dobrze, czy źle, zdania są podzielone. 
~*~*~*~
Gdy Hermiona poinformowała Harry'ego o balu, ten tylko wykrzywił się i wzruszył ramionami. Mało interesowały go tego typu wydarzenia, zwłaszcza, że wspomnienia z balu w czwartej klasie nie należały do najlepszych. Tym razem jednak nikt nie będzie miał żadnego pretekstu, aby zmusić go do udziału w tej uroczystości. A nawet jeśli, Harry nie miał zamiaru brać tego pod uwagę. W ten dzień zaszyje się w dormitorium, aby przeczekać burzę. Zapewne znajdzie towarzystwo w osobie Rona. Choć nie. To nie czwarty rok, Ron na pewno pójdzie z Hermioną. Trudno. Harry zamierzał zaopatrzyć się w prowiant i artukuły niezbędne do przetrwania tej ciężkiej nocy (czyt. słodycze i piwo kremowe). Nie obchodziło go, że wszyscy będą oczekiwać jego obecności. Nareszcie może robić to, co chce. 
~*~*~*~
-Harry, proszę, zgódź się. To dla niej naprawdę bardzo ważne. 
Gryfon ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego właśnie on? 
Był dwudziesty czwarty grudnia, dzień przed bożonarodzeniowym balem. 
-Jej tak bardzo zależy!
Hermiona od dobrej chwili próbowała namówić Harry'ego na zaproszenia na bal Dominicy. Jej chłopak wczoraj rzucił ją i wystawił do wiatru, wybierając jakąś długonogą Ślizgonkę. Wybraniec nie mógł się nadziwić, że Granger nakłania go do czegoś takiego. Skąd w niej taki nagły przypływ miłosierdzia?
- Wszyscy mają już partnerów. Zresztą wszyscy myślą, że ona idzie z NIM. To jej ostatni rok w Hogwarcie, a tak bardzo na to czekała... Przecież wiesz, że dziewczyna nie może iść sama. 
- Niech ci będzie!-wykrzyknął Harry, przeklinając w myślach Hermionę, Dominicę, jej byłego chłopaka i cały ten bal. Jego wspaniałe plany całonocnego obżerania się czekoladowymi żabami w ciszy i spokoju pustego dormitorium właśnie legły w gruzach. 
Po skończonej lekcji transmutacji chłopak poszedł do wieży Gryffindoru, dopełnił wszelkich formalności (Dominica z rozpaczy nie poszła dziesiaj na lekcje), po czym zrezygnowany opadł na jeden z foteli w Pokoju Wspólnym. Zdawał sobie sprawę, że wygrał dziś walkę ze swoim egoizmem i wygodnictwem, lecz zamiast cieszyć się z wewnętrznego zwycięstwa, klął na to wszystko( zwłaszcza na to, że się na to WSZYSTKO zgodził). Na myśl o jutrzejszym dniu poczuł się nagle bardzo zmęczony.
~*~*~*~
Dominica wyglądała uroczo w jasnoróżowej, tiulowej sukience. Złota biżuteria ładnie komponowała się z jej czekoladowymi włosami. Dziewczyna zapomniała już chyba o wszystkich zmartwieniach, uznając zapewne, że słynny Harry Potter jest o wiele lepszym partnerem na bal, niż jej były i stosunkowo anonimowy chłopak. Gryfonka promieniała radością i entuzjazmem. Harry starał się być miły i uprzejmy, co w gruncie rzeczy sprowadzało się do potakiwania i uśmiechania się w odpowiednich momentach. Dominica zasypywała Wybrańca opowieściami o swoim życiu, a on grzecznie udawał, że słucha. Właściwie jej towarzystwo było całkiem miłe. Jak na razie jedyną skazą był niewątpliwy zapał do tańca, który dziewczyna okazywała, ale Harry postanowił na razie się tym nie przejmować. 
Gdy wkroczyli do Wielkiej Sali, kilka osób spojrzało ciekawie w ich kierunku, lecz większość była zbyt zajęta sobą, by zwracać uwagę na bohatera czarodziejskiego świata. Dominica rozejrzała się i westchneła z zachwytem. Harry również zwrócił uwagę na piękne choinki, ozdobione bańkami w kolorach czterech domów. Na ścianach wisiały gęste girlandy, uginajace się pod ciężarem szklanych, migoczącech gwiazd. Z sufitu zaczarowanego w gwiaździste niebo sypał się migoczący, biały brokat, tworzący w powietrzu fantastyczne formy i wzory. W sali panował półmrok, gdyż jedynym źródłem światła były zawieszone w powietrzu i umocowane w ściennych kinkietach świece. Wszystko to sprawiało, że pomieszczenie wyglądało przytulnie i klimatycznie, co nasuwało raczej skojarzenia z rodzinnymi świętami niż uroczystym balem. Harry' emu jednak to odpowiadało. Czuł się bardziej swobodnie niż mógł przypuszczać. Może ten wieczór nie będzie do końca zmarnowany?
~*~*~*~
"Dominica to cudowna osoba"- pomyślał Harry, obserwując różową postać wirującą w tańcu. Bardzo dobrze wyglądała z tym wysokim szatynem. Wybraniec uśmiechnął się pod nosem i pociągnął łyk ze swojego kieliszka. Podniósł się z krzesła i wolnym krokiem ruszył kierunku wyjścia. 
~*~*~*~
Korytarze Hogwartu pachniały pieczonymi jabłkami i grzanym winem. Harry wciągnął powietrze w płuca i przystanął u podnóża schodów. Widział stąd dwa wielkie okna, znajdujące się na następnym piętrze. Padał śnieg. Chłopak uśmiechnął się, ponieważ poczuł bardzo silnie, że jest w domu. Tu, gdzie jego miejsce. Spojrzał na świeże iglaste girlandy wiszace na ścianach. W przeciwieństwie do tych w Wielkiej Sali te nie miały ozdób. Świeciło w nich jednak mnóstwo złotych światełek, delikatnie rozpraszających mrok korytarza. Gryfon prawie czuł zapach iglastych gałązek. Ponownie uśmiechnął się i zaczął wspinać się po schodach. Gdy dotarł na górę, oparł się łokciami o balustradę i spojrzał w dół. Nagle usłyszał ciche chrząknięcie. Odwrócił się. I wtedy go zobaczył. 
Stał tam w idealnie skrojonym czarnym smokingu, który sprawiał, że jego skóra wydawała się jeszcze bledsza niż w rzeczywistości. Jego jasne włosy były naturalne jak nigdy. Nieskalane żelem, nieułożone w pseudoartystyczny nieład. Na jego ustach gościł ironiczny, acz miły uśmiech, a w oczach błyszczały iskierki rozbawienia.  Ślizgon wsadził dłonie do kieszeni (skąd on miał kieszenie w smokingu?)  i uśmiechnął się szerzej, przekrzywiając lekko głowę. Harry oparł się plecami o balustradę, skrzyżował ręce na piersi i zrobił pytającą minę. Draco zakołysał się na piętach, patrząc na czubki swoich butów i uśmiechając się jeszcze bardziej, jakby odpowiedź na to niezadane na głos pytanie była niesamowicie zabawna. Kilka jasnych kosmyków opadło mu na czoło.
-Jestem głodny- powiedział Malfoy, podnosząc wzrok. -Pójdziesz że mną do kuchni?
Gryfon uniósł brwi. Na ten widok Malfoy roześmiał się. Szczerze. I całkiem ładnie. 
- Chodzenie ze mną wieczorem do kuchni nie jest tak dziwne i abstrakcyjne, jak ci się wydaje, Potter. 
- Doprady?- zapytał Harry.
- Tak- odparł Draco i wszedł na schody, które nagle zaczęły się odsuwać. Gryfon sam się sobie dziwiąc, szybko podbiegł i wskoczył na ostatni stopień. Zachwiał się i prawie poleciał na stojącego trochę niżej blondwłosego Ślizgona. Na szczęście w porę uchwycił się poręczy, co Draco skwitował swym słynnym, Malfoy'owskim uśmieszkiem.
~*~*~*~
Szli nieśpiesznie ciemnym korytarzem. W oddali słychać było szybki taneczny kawałek. Harry'emu stanęła przed oczami Dominica w towarzystwie tego wysokiego szatyna, który poprosił ją do tańca. Gryfon miał nadzieję, że dobrze się bawi. Spojrzał na idącego parę kroków przed nim blondyna. Światło różdżki oświtlało miękko jego twarz. Oczy mu błyszczały, włosy lśniły. Harry odwrócił wzrok. Stanęła mu przed oczami jego własna twarz, czarne, sterczące na wszystkie strony włosy i okrągłe okulary. To zadziwiające, jak bardzo można różnić się od siebie. I zadziwiące, jak bardzo można być podobnym. 
Draco zatrzymał się, połaskotał tę gruszkę co trzeba i nacisnął klamkę. 
W pomieszczeniu panował półmrok. Że względu na godzinę, w kuchni nie było ani jednego skrzata. Draco wydawał się tym nie przejmować. Zaczął szperać po szafkach i pojemnikach, wykładając swoje znaleziska na drewnianą tacę. Harry przyglądał mu się, siedząc przy jednym ze stołów. Po chwili Ślizgon zajął miejsce naprzeciwko niego i położył między nimi swoje zdobycze. Blondyn wyszperał z kąś miskę zimnego budyniu, dżem, butelkę soku dyniowego, kawałek bliżej nieokreślonego mięsa i ciasto czekoladowe. Gryfon spojrzał na te łupy z powatpiewaniem, ale mimo to wziął jedną z przyniesionych przez Dracona łyżek i pogrzebał nią trochę w budyniu. Ślizgon odkręcił butelkę i łyknął porządnie z gwinta. Nie było dla niego problemem, gdy po chwili Harry bez skrępowania zrobił to samo. Mężczyźni jedli i pili, nie odzywając się do siebie. 
Gdy skończyli, Malfoy trochę przesadnie wytarł sobie usta chusteczką, po czym oparł się na krześle i zapatrzył w sufit.
- Sądzisz, że powinniśmy posprzatać?- przerwał milczenie Harry. Draco wzruszył ramionami. 
Nastało kilka ciagnących się w nieskończoność minut milczenia.
- Dobrze ci w czerni, wiesz Potter?- Ślizgon nadal patrzył w górę.
- Jak myślałeś, że się zarumienię, to mocno się przeliczyłeś- odparł Gryfon. Nie drgnął mu ani jeden mięsień twarzy.
Tleniony dopiero teraz spojrzał na Wybrańca. Jego uśmiech był tak szeroki, że zajmował prawie pół twarzy. "Mógłby reklamować pastę do zębów"- pomyślał Harry. 
Draco położył swoje przedramiona na stole, a brodę oparł na wierzchu dłoni. Wpatrywał się w Pottera swoimi szarymi oczami z taką intensywnością, że ten poczuł się nieswojo. Malfoy zawsze tak robił. Uwielbiał widzieć to delikatne zmiesznie w oczach Harry'ego i ledwo zauważalne rumieńce tuż nad linią szczęki. Nie umiał powiedzieć, dlaczego. Wybraniec z kolei nienawidził tego spojrzenia. Gdy tylko blondyn go nim obdarzał, Harry czuł, że nie ma kontroli nad swoimi emocjami. A tego uczucia szczerze nie cierpiał. Odwrócił się od Dracona i usiadł na krześle bokiem, patrząc w podłogę.
- Co teraz?- zapytał. Blondyn lekko się zmieszał.
- Zawsze możemy zamieszkać u mnie- powiedział. Harry spojrzał ma niego jak na szaleńca.
- Pytam co robimy TERAZ. Tego wieczora, kretynie.
Tym razem to Malfoy zarumienił się po uszy. 
- A co proponujesz?
- Przypominam, że to ty byłeś głodny.
- Przypominam Ci, że to ty stałeś samotnie na korytarzu.
- No pewnie!- zawołał Harry, wyrzucając ręce w powietrze. -Rób że mnie biedną, samotną sierotę!
- Nie emocjonuj się tak. Chodź- powiedział Draco i ruszył w stronę wyjścia.
~*~*~*~
Świat był tak bardzo piękny. Gruba warstwa dziewiczego, nie tkniętego przez żadną żywą istotę śniegu ciągnęła się aż po horyzont (którego z racji godziny nie było widać) niczym puszysta, biała kołdra. W blasku księżyca lśnił, jakby natura nie żałowała mu białego brokatu. W oddali widać było ciemne kontury Zakazanego Lasu.
To było ich ulubione okno. Duże i wysokie, ukryte w jednym z żadko uczęszczanych korytarzy na trzecim piętrze. Miało parapet na tyle długi i szeroki, że oboje mogli zawsze wygodnie na nim siedzieć. 
Gwiazdy świeciły. Było tak cudownie i baśniowo, że aż nienaturalnie. 
- Kupiłem ten lokal- odezwał się w pewnym momencie Draco. Ma naprawdę dobrą lokalizację, praktycznie tuż obok Madame Maxime i tego znanego sklepu z pergaminem. 
Harry uśmiechnął się ciepło. 
- Bardzo się cieszę, naprawdę. 
- Słuchaj Potter- ciągnął Ślizgon.- Pomóż mi. Otwórzmy to razem. Wiem, że chciałeś zostać aurorem, ale...
- Już nie chcę. Już nie chcę być autorem. 
Draco popatrzył na niego że zmarszczonymi brwiami. 
- Może kiedyś... Ale nie teraz. 
- Tak więc?
- Wiec tak, Malfoy. 
~*~*~*~
Rok później
- Jasny gwint, Potter! Rusz się wreszcie! 
- Wdech, wydech Malfoy. Wdech, wydech.
- Weź się opanuj, co?!
- I kto to mówi? Policz do dziesięciu. Choć nie. W twoim przypadku to chyba do tysiąca. 
- Jeszcze słowo, a zaraz oberwiesz tą tacą po swoim pustym łbie!
- Oj Dracusiu. No proszę Cię. Są Święta- powiedział Harry i pocałował blondyna w policzek. Malfoy udał obrażonego i z miną męczennika wymaszerował z kuchni. 
Harry uśmiechnął się i wytarł brudne od ciasta ręce w swój ulubiony fartuch z napisem "Gotuję tak samo źle jak wyglądam". Prezent od Dracona, a jakże. 
- Roladki z indyka i faszerowana cukinia- głos blondyna zabrzmiał przy okienku. W odpowiedzi Harry podsunął mu pod nos kaczkę z żurawiną i szpinak. 
Po chwili Draco znów zjawił się w kuchni i zabrał za parzenie indyjskiej herbaty. Nigdy nie pozwalał Harry'emu ruszać swoich puszek, filiżanek i imbryków- to była jego działka. 
- Ale mnie gryzie to dziadostwo- mruknął, drapiąc się w tors.
- Ani mi się waż to zdejmować. Wyglądasz w nim uroczo. Poza tym, klienci się cieszą. 
Malfoy spojrzał z powątpiewaniem na czerwony sweter z choinką, który miał na sobie.
- Nie martw się, w tym roku pani Weasley na pewno da ci kolejny- zawołał do niego Potter, podrzucając na patelni naleśniki.
- Tobie również. Może będzie również ładny jak na przykład ten zeszłoroczny, z bałwanem- odparł Draco, uśmiechając się na samo wspomnienie.
- Mówisz o tym, na którym śpi Azor?
- Owszem, choć nie rozumiem, jak to bydlę może spać na czymś tak gryzącym!
- Nie mów tak o Azorze- obruszył się Harry. 
- Ta bestia zrzarła mi cały krem do golenia! 
- Trzeba go było nie wyrzucać przez balkon.
- Ale on... Zresztą nieważne! Ale nadal nie pojmuję, jak mogłeś nazwać kota Azor! 
- Nie wiem o co Ci chodzi- mężczyzna spojrzał na zegarek. - Za pół godziny zamykamy restaurację. 
Blondyn skinął głową i wyszedł z tacą pełną parujących filiżanek.
~*~*~*~
W mieszkaniu rozległ się szczęk przekręcanego zamka. Drzwi otworzyły się, czyjaś ręka zapaliła światło. Dwaj młodzi mężczyźni weszli do niewielkiego holu. Brunet zrzucił z nóg buty i kopnął je pod lustro, rzucił szalik na stojące pod ścianą krzesło, a kurtkę zawiesił na którymś z haczyków. Blondyn bez słowa zdjął swoje ubranie, poukładał równo buty i powiesił szaliki na wieszaku, aby wyschły. Przecierając twarz dłońmi, podreptał do kuchni. Nagle poczuł jak w jego włosy wsuwają się długie palce i mierzwią je, jak małemu dziecku, wytrzepując z nich śnieg. Ponieważ był zbyt zmęczony by się denerwować, sięgnął tylko i przytulił się do pleców swojego chłopaka. 
Harry nie zareagował. Zdążył się już przyzwyczaić. 
- Zrobię herbatę, dobrze?
Draco już miał zaprotestować, ale nagle poczuł się jeszcze bardziej senny niż przed chwilą. Mruknął jakąś niezrozumiałą odpowiedź i ruszył do salonu. Usiadł na parapecie. Specjalnie zmodyfikowali go tak, aby przypominał ten w Hogwarcie. Oparł policzek o chłodną szybę i patrzył na rozpościerający się przed nim widok skrzącego się od śniegu i błyszczącego od lampek miasta. Zimno bijące od szkła otrzeźwiło go trochę. Po kilku minutach Harry zbliżył się do niego i wepchnął mu w dłonie cudnownie ciepły kubek. Wyszedł na chwilę z pokoju i wrócił z pluszowym kocem, którym okrył Malfoy'a. Chłopak wtulił się w ciepłą narzutę.
- Będziesz tu spał?- zapytał Dracona.
- Mhmn- mruknął blondyn.
- Okay. Dobranoc- rzucił i ruszył w stronę sypialni.
- Harry?- wymamrotał tleniony plączacymi się ze zmęczenia wargami. Brunet zatrzymał się i spojrzał na Malfoy'a wyczekująco.
- Podejdziesz?
Wybraniec spełnił prośbę.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś najwspanialszym co mnie w życiu spotkało, Potter. Jeśli jestem dla ciebie okropny, to tylko dlatego, że cię kocham. Uzanałem, że powinieneś wiedzieć. Wesołych Świąt.
Jedyne, co zapamiętał Draco, to obejmujące go ramiona, policzek Harry'ego przy swoim policzku. I świecące mu w sercu gwiazdy. 
~*~*~*~

To by było na tyle :) Wszystkiego dobrego ma Święta, dużo pierogów, choinek i ciast, tego co dobre w nowym roku. Dodajcie sobie co chcecie, jestem beznadziejna w składaniu życzeń XD Postram się coś wrzucić przed końcem grudnia, ale nic nie obiecuję. WESOŁYCH ŚWIĄT!

P.S. Jeśli chodzi o prezenty- proszę o komentarze ;)


12.11.2015

To ja *.*

Bardzo przepraszam wszystkich za długą nieobecność. Wróciłam i z przyjemnością informuję, że dwie miniaturki są w robocie. Jedna z nich ukaże się już niebawem ;) 

26.08.2015

Libster Blog Award!

Została nominowana przez Szarą Damę z Czterej Huncwoci i Ruda. Bardzo dziękuję :)
 Raczej wszyscy wiedzą co to LBA, więc nie będę się powtarzać. Pytania:

1. Dlaczego piszesz właśnie o tym temacie?
Długie opowiadania mnie nudzą. Chciałam pisać krótkie teksty. Kocham też kosmiczne parringi, często wykluczające się nawzajem. Właśnie dlatego zdecydowałam się na ten typ bloga. Poza tym kocham robić sobie jaja z różnych rzeczy. Fanfiction także się do nich zalicza. 
2. Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?
Nie jestem w tej kwestii oryginalna. Chciałam znać opinię innych o moich tekstach. 
3. Jakie są twoje trzy ulubione książki?
"Mistrz i Małgorzata", " Świat wampirów-Od Draculi po Edwarda" i cała seria o Sherlocku Holmsie.
4. Czy twoi znajomi, rodzina, osoby które znasz naprawdę, wiedzą, że piszesz i czytają twoją twórczość?
Przed nikim nie ukrywam, że piszę, a nawet się tym chwalę. Co do czytelnictwa: parę moich znajomych czyta tego bloga. Jest to między innymi dzielnie komentująca Czytelniczka DP :)
5. Czy twoi znajomi z realu wiedzą, że lubisz Harry'ego Potter'a? Czy wstydzisz przyznawać się, że go lubisz?
Oczywiście, że wiedzą! Jeszcze tego by brakowało, żebym miała się tego przed kimś wstydzić!
6. Pierwszy potterowski blog, w którym się zakochałaś?
"Dramione-miłość przez głupotę".
7. Co sądzisz o dramione?
Naprawdę fajny parring. Przez to całe zamieszanie wokół niego i wysyp blogasków o tej tematyce stał się trochę źle postrzegany, ale nadal należy do moich ulubionych.
8. Twoja data urodzenia? Wystarczy rocznik ;)
256 lat przed Chrystusem.
9. W jakim domu w Hogwarcie byłabyś?
Gryffindor lub Ravenclaw. Jestem strasznie honorowa i bywam porywcza. Czasem też zarozumiała. Dobrze się uczę i oprócz tego uważam się za osobę inteligentną. Z całych sił staram się też być odważna. Jeśli mam wybierać, stawiam na Gryffindor. Skoro moja wychowawczyni nazywa mnie lwicą...
10. Czy są jakieś książki powszechnie lubiane, których ty nie lubisz?
" Krąg", "Rywalki", czwartą część " Darów Anioła". Ogólnie rzecz biorąc nie trawię książek typu "Igrzyska Śmierci" czy "Niezgodna". Bez obrazy dla fanów, ale wszystkie tego typu teksty moim zdaniem opowiadają dokładnie o tym samym, a jeśli mają jakieś przesłanie, to zazwyczaj niezbyt głębokie. Hejtujcie, no problem sir.
11. Jeśli czytasz mojego bloga- co o nim sądzisz?
Jasny gwint, jestem twoją betą! Czytałam tego bloga jeszcze zanim zaczęłam go sprawdzać. Naprawdę go lubię, a o szczegółach możemy sobie kiedyś pogadać ;)

Nominuję:
1. silence-guides-our-minds.blogspot.com
2. miniaturkidosme.blogspot.com
3. lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com
4. dorcas-wyprawa-po-milosc.blogspot.com

Tym razem tylko cztery.

Pytania będą głupie. Dobrze by było, gdybyście zaznaczyły ten fakt przy odpowiedziach. Nie chcę, aby wasi czytelnicy wzieli mnie na idiotkę XD Nie mam nastroju na wymyślanie czegoś ciekawego :). Tak więc:
1. Kolekcjonujesz coś?
2. Z jakiej miejscowości pochodzisz?
3. Czy poza pisaniem masz jakąś pasję, talent?
4. Ulubiony zespół, wykonawca?
5. Chciałabyś mieszkać w innym państwie?
6. Interesuje są się polityką?
7. Co chcesz robić w życiu?
8. Jesteś może wolontaruszką?
9. Największe marzenie, o którym możesz powiedzieć swoim czytelnikom?
10. I teraz najważniejsze pytanie: Lubisz pierogi ruskie?

Następną miniaturka? Oj nie wiem kiedy. Wybaczcie :)




 Co się tyczy następnej miniaturki: nie wiem, kiedy się ukaże. Naprawdę :)

14.07.2015

Miniaturka szósta: Bladoróżowa ultramaryna( część pierwsza)

Przepraszam, że dopiero teraz. Wszystkie informacje są na końcu. Zgodnie z obietnicą- dedykacja dla Domingo. Zapraszam :)

Draco był naprawdę bardzo wkurzony. Z tego bezsilnego gniewu ubrał nawet na siebie ten obrzydliwy, burgundowy sweterek z reniferem, który w zeszłe święta podarowała mu ciotka Eleonora, i który "tak cudownie podkreślał jego tlenione kłaczki!". Z tej wściekłości zapomniał też przylizać włosy i wypiłować paznokcie, więc prezentował się (w swoim mniemaniu) żałośnie i beznadziejnie. Powody jego wzburzenia były bardzo liczne. Po pierwsze: Crabb i Goyle znów udowodnili, że są skończonymi bezmózgami. Jak można dać mu w prezencie pastę do butów (brązowych) i lukrecjowe różdżki (na które ma uczulenie)?! Drugim powodem była Pensy (mimo jej najlepszych chęci, nie do końca przypadł mu do gustu mandarynkowy szalik). Jakby tego było mało, ten kretyn Zabini ukradł jego krem po goleniu, więc Draco czuł się, jakby ktoś mu przejechał po twarzy papierem ściernym. Żeby jeszcze  podkręcić atmosferę totalnej beznadziei, rodzice postanowili wyjechać na święta do wuja Thorbjørna ze Szwecji, a jemu zaproponowali pozostanie w Hogwarcie lub wizytę u cioci Eleonory (tej od sweterka) i jej dwunastu kotów oraz chomika. Wisienką na torcie okazało się stracenie przez Slytherin trzydziestu punktów za wrzaski po ciszy nocnej (jakiś kretyn wysmarował kanapę w pokoju wspólnym masłem orzechowym). To naprawdę nie była wina Dracona, że McGonagall akurat musiała przechodzić nie tym korytarzem co trzeba. 
Tak więc Malfoy szedł  w tym swoim sweterku z reniferem, ciesząc się, że mógł wyrwać się ze śniadania wcześniej. Zatrzymał się przy jednym z okien. Chwilę podziwiał zaśnieżone wzgórza, po czym zamknął oczy. Jeden, dwa, trzy, cztery. Jeden, dwa, trzy, cztery. Jeden, dwa...
- Ładny sweterek. 
Ślizgon zacisnął usta w wąską kreskę i odwrócił się. Stała przed nim Luna- blondwłosa Krukonka, z którą często siadał na wróżbiarstwie. 
- Nawzajem- mruknął, taksując wzrokiem jej górną część garderoby. Blagoróżowy wytwór wełniany z wrzosowym sercem na środku, też był pewnie dziełem jakiejś kreatywnej krewnej.
- Dziękuję- odpowiedziała, lekceważąc ironię w jego głosie. - Pomożesz mi sprzedać "Żonglera"?
- Co?- zapytał, lekko zdezorientowany. 
- Magazyn- odparła, wskazując głową na trzymane w rękach gazety. Jej dwa kucyki zafalowały lekko.
- Właściwie...- Draco już miał powiedzieć, że jest z kimś umówiony i się spieszy, ale zawahał się. Patrząc prawdzie w oczy, przyjęcie propozycji było całkiem niezłym pomysłem.
- Właściwie... Czemu nie?- odparł i wziął od dziewczyny naręcze miesięczników. I tak nie miał nic lepszego do roboty.
Ruszyli korytarzem na trzecie piętro. Luna oferowała zakup magazynu z rzadka spotykanym uczniom. Część patrzyła na nią jak na idiotkę, lecz i tak przez pierwszy kwadrans sprzedali jedną czwartą nakładu. 
- Tata bardzo się ucieszy, że " Żongler" tak dobrze się sprzedaje.
Draco pokiwał głową.
- Jedziesz na święta do domu? 
- Nie- odparła, przyjmując zapłatę od ciemnoskórej Gryfonki.- Tata musiał odwiedzić wuja Alberta. Zostaję w Hogwarcie. A ty?
- Mam możliwość pozostania w szkole lub odwiedzin u starej ciotki- twórczyni mojego uroczego sweterka. Także też zostaję.
- Naprawdę?!- Luna wyglądała na bardzo zdziwioną.- Przecież ona na pewno bardzo cię kocha i chce, żebyś przyjechał!
Malfoy pokręcił głową.
- To stara panna z dwunastką kotów i chomikiem. Większość życia spędza na robótkach ręcznych i przyżądzaniu wytwornych dań dla swojego zwierzyńca.
Dziewczyna popatrzył na niego z wyrzutem.
- Na pewno czuje się bardzo samotna! 
- U niej jest staaaaszniiie nudno.
- Tu też będziesz się nudził, a tak, przynajmniej kogoś uszczęśliwisz.
- Dostanę obciachowy sweter z aniołkiem i kamienne ciasteczka.
- Rzeczy materialne nie są najważniejsze.
- Zostanę zmuszony do rozmów na temat pogody i mojego życia miłosnego.
- Dla niej jest to na pewno bardzo ważne.
- Jak jesteś taka mądra, to tam ze mną pojedź!
- Naprawdę?!- jej twarz rozpromieniła się.
Draco zastanowił się. Właściwie...
- Właściwie czemu by nie? Na pewno jej się spodobasz.
Chwilę później poczuł ucisk z żołądku, gdy naręcze "Żonglera" wbiło mu się w brzuch pod wpływem pełnego emocji uścisku Luny.
~*~*~*~
Draco przyglądał się siedzącej naprzeciwko niego Krukonce. Luna mówiła bez ustanku, a Malfoy udawał, że słucha, co jakiś czas potakując. To nie tak, że ją lekceważył. Po prostu słuchał oczami. Podobała mu się radość na jej twarzy, błysk podniecenia w oczach. Nigdy nie sądził, że uszczęśliwianie innych jest takie proste i przyjemne. I, że ktoś może cieszyć się z czegoś tak beznadziejnego, jak wizyta u starej ciotki. Właściwie, odwiedziny u krewnej nie wydawały mu się teraz taką katorgą jak wcześniej. Będzie miał kogoś do towarzystwa, a ciotka na pewno poświęci mnóstwo uwagi Lunie. Trzeba cioci tylko zawczasu uświadomić, że nie są parą i....
- Draco? 
Chłopak potrząsnął głową i spojrzał na koleżankę.
- Wybacz, co mówiłaś?
- Pytałam, czy chcesz pierniczka- odparła, wyciągając w jego stronę rękę z pudełkiem ciastek, które kupiła w pociągu. 
- Chętnie- Malfoy wziął od niej polukrowany przedmiot o bliżej nieokreślonym kształcie i ugryzł. 
Sekundę później poczuł, jak kawałki ciasta z całą siłą uderzyły o jego zęby, dziąsła i policzki, jakby w jego ustach nagle eksplodowała bomba. Mało brakowało, a wyplułby wszystko na fotel. 
- Co to miało być?!- zapytał, gdy udało mu się połknąć wściekłe ciastko. Swoją drogą, było całkiem smaczne.
- To eksplodujące pierniczki Piusa Randenwurga. Uwielbiam je. 
Draco spojrzał podejrzliwie na pudełko słodyczy i dyskretnie wyrzucił resztkę ciastka pod fotel.
~*~*~*~
Pierwszą rzeczą, którą Draco zdążył zarejestrować po wyjściu z pociągu, był włochaty i obszerny szal. Zasłonił mu pole widzenia i wdarł się do ust. Chłopak ledwo powstrzymał się przed splunięciem na chodnik. W nozdrza uderzył go odurzający zapach mleka i korzennego piernika. Silne ramiona miażdżyły mu żebra. 
Gdy ciotka Eleonora wreszcie go puściła, na wszelki wypadek oparł się o mur i bezsilnie patrzył, jak Luna ginie w odmętach bordowego płaszcza z włochatym kołnierzem.
Po wydostaniu się z tego przedpotopowego szkaradzieństwa, dziewczyna wyglądała na lekko otępiałą, ale szczęśliwą. 
Ciotka Eleonora zaczęła swój tradycyjny wywód, pełny oryginalnych zwrotów, typu "Dracusiu, jak ty urosłeś!", " Jaką masz śliczną koleżankę!" czy, rzucone konspiracyjnym szeptem "Całowaliście się już???".
Chłopak powstrzymał się od powiedzenia na głos, co sądzi o takich pytaniach. Grzecznie złapał pulchną rękę ciotki, z litością patrząc na Lunę, na której przedramieniu mocno zacisneły się ciotkowe kleszcze. Zamknął oczy, by po chwili otworzyć je w pełnym świetlistych lampek przedpokoju Eleonory Black.
~*~*~* ~
Ciotka powiesiła swój płaszcz na stalowym wieszaku i ruszyła do kuchni, krzycząc coś o gorącej czekoladzie z pianką. Draco pomógł Lunie z jej ubraniem. Dziewczyna z zachwytem przypatrywała się bibelotom wypełniającym każdą wolną przestrzeń. Przytulny- to słowo najlepiej definiowało dom ciotki Eleonory. Kwieciste tapety, wyplatane chodniczki, koszyki, świeczniki, wieszaczki, figurki, serwetki, poduszeczki, obrazki i inne mało praktyczne przedmioty obecne były wszędzie, w ilości znacznie przekraczającej dopuszczalną normę. Młody Malfoy nie bardzo gustował w takim stylu, ale musiał przyznać, że w mroźne wieczory mieszkanie Eleonory Black było dużo bardziej przyjemne, niż zimne mury Pokoju Wspólnego Slytherinu. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko zdobiły świetliste lampki, błyszczące choinki i magicznie kolorowe bombki. Krukonce szczególnie podobał się drewniany renifer ze świecącym nosem i ruszającymi się, migocącymi rogami. Draco chwycił ją za łokieć i wyprowadził z holu. Nie chciał, aby została tam do Wielkanocy. Po wejściu do salonu dziewczyna westnęła głośno i wyrwała mu się. Od razu podbiegła do okna i oparła łokcie na parapecie, wyglądając na zewnątrz. 
- Gdzie my właściwie jesteśmy?- zapytała, sycąc oczy widokiem ośnieżonych sosen i świerków. W oddali malował się srebrne szczyty majestatyczny gór. 
- Dom ciotki leży na zupełnym odludziu na południu Walii. Nie wiem gdzie dokładnie. Luna ponownie westchneła z zachwytu. Draco zmarszczył czoło. Nie widział w krajobrazie za oknem nic niezwykłego. Ale Krukonka wyglądała tak, jakby uważała go za  najpiękniejszy widok na świecie. 
- Chodźcie skarbeńki! Czekolada!- donośny głos ciotki rozległ się w całym domu. 
Chłopak poczłapał do kuchni. Usiadł przy wysokim blacie i włożył do ust pływającą w czekoladzie piankę. Leniwie żuł, obserwując swoją kreweną, która rozpromieniona prezentowała Lunie girlandy z cukierkami i koronkowe firaneczki w bałwanki. 
- A te szklane śnieżynki, tak, te tańczące, dostałam od mojej koleżanki- Mirandy. A te śliczne brokatowe choinki na karniszu to prezent od zaprzyjaźnionego sprzedawcy z "Esów i Floresów". Cóż za miły człowiek!
Draco znudzony sączył czekoladę, co jakiś czas przegryzając pasztecikami- dla urozmaicenia. Gdy po dwudziestu minutach ciotkowej paplaniny panna Black postanowiła zabrać gościa na górę, wolno zsunął się z krzesła i podreptał za Luną po schodach. Nie doszedł jeszcze na pierwsze( i jedyne) piętro, gdy usłyszał skrzypienie drzwi i głośny okrzyk zachwytu. Przyspieszył kroku i stanął w progu sypialni ciotki Eleonory. 
Pokój był stylistycznie dopasowany do reszty domu. Na środku stało wielkie rozłożyste łoże przykryte wełnianą kapą w kolorze przygaszonego różu. A na nim leżało wszystkie dwanaście kotów mieszkających w tym domu. Draco ziewnął. Włściwie nie przepadał za kotami. 
- Ach, Draco! Czyż one nie są piękne?!- zawołała Luna, głaskając jasnoszarego stwora, Merlina bodajże. 
- Tak właściwie, to...
- Nie słuchaj go skarbie. Zawsze zrzędzi jak stara baba. 
Chłopak rzucił na krewną pełne oburzenia spojrzenie. Właściwie miała rację. Ale nie trzeba jej utwierdzić w tym przekonaniu. 
- Dracusiu, pokaż Lunie jej pokój. To ten obok twojego. Ja pędzę robić kolację. 
Malfoy powstrzymał wszystkie uszczypliwe uwagi, które cisneły mu się na usta i wyszedł na korytarz. A za nim Luna z Kapciem* na rękach. 
~*~*~*~

Po pierwsze przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jestem osobą, która nigdy nie ma czasu (nawet w wakacje XD), także odpuszczę wam opowieści dziwnej treści dotyczące mojego życia. 

Po drugie: Wiem, kochacie świąteczne miniaturki w lipcu :D Bardzo chciałam aby była jednoczęściowa, ale wkrótce wyjeżdżam i nie wiem, czy bym zdążyła. 

Po trzecie: Ciotka Eleonora jest wymyślona od głowy do pięt. 

*Kapeć to kot, jeśli ktoś by nie zrozumiał. 

Pozdrawiam :3

25.03.2015

Miniaturka piąta: Ruda myszka

Wrzucam wam takie tam moje pierwsze Romione w życiu. Trochę dziwne. Chcę tę miniaturkę zadedykować Zosi (z którą przez przypadek wpadłam na ten oto pomysł) oraz wszystkim, którzy tak jak ja nie cierpią Romione XD Mam nadzieję, że zrozumiecie zamysł i nie pogubicie się w imionach. Zapraszam :)

W kominku pojawiły się zielone płomienie, z który ch chwilę potem wyszli Harry, Ron i Fred. W Norze od razu zapanowała wielka radość. Kiedy Molly obściskała i wycałowała już Wybrańca i jego przyjaciela, na chłopców rzuciły się ze śmiechem siosty Weasley. Ginny oczywiście na Harrego, Hermiona trochę niepewnie na Rona. Artur poklepał piętnastolatków w po plecach, Bill uśmiechnął się do nich przyjacielsko, Charlie zmierzwił obu włosy. George odtańczył dziki taniec godowy żurawia. Wszyscy popatrzył i krzywo na Percego, który tylko sztywno uścisnął chłopcom ręce, ale nikt tego nie skomentował. Po powitaniu, wszyscy udali się na obfity obiad, szczęśliwi, że wreszcie są razem.
~*~*~*~
Hermiona zajęła miejsce obok Rona. Wydawało się jej, że zatrzymał na niej wzrok. Odruchowo zrobiło jej się trochę gorąco. 
Właściwie podobał jej się od trzeciej klasy. Lubiła te jego brązowe loki i wielkie czekoladowe oczy. I do tego był najlepszym uczniem w klasie. Z nauczycieli tylko Snape go nie lubił.
A ona? Nie wyróżniała się praktycznie niczym, no może poza swoimi płomienno rudymi włosami, które w przeciwieństwie do długich pukli jej młodszej siostry, były krótko obcięte i sterczały radośnie na wszystkie strony. Lecz to akurat lubiła. Poza tym miała brązowe oczy i kilka piegów na, trochę ja na jej gust za długim nosie. Była też bardzo wysoka jak na swój wiek. 
Ale najgorsze było to, że była taka zwyczajna! Nawet wśród rodzeństwa. Bill był przystojny, Percy ambitny, Charlie odnosił sukcesy, bliźniacy byli zabawni, a Ginny śliczna. A ona? Dlaczegóż ktoś taki jak Ron miałby zwrócić na nią uwagę? Wiedziała, że traktuje ją tylko jak przyjaciółkę. Bolało ją to, ale z drugiej strony cieszyła się, że jest dla niego kimś ważnym. Nawet w ten sposób. 
- Hermiono, podałabyś mi masło?-głos brata wyrwał ją z rozmyślań.
- Proszę Bill- powiedziała, podając mu maselniczkę.
- Synku, dlaczego Fleur do nas nie przyjechała?- zapytała Molly z dobrze udawaną troskliwością. 
- Jest chora mamo. Chyba to przeziębienie.
- W lipcu?!- Hermiona zdziwiła się. Z przeciwieństwie do swojej rodzicielki i siostry, ona naprawdę Fleur lubiła.- Biedaczka...
- Nie musisz udawać, że cię to obchodzi- wtrącił się Percy.
Dziewczyna uniosła brwi. 
- Mogę wiedzieć o co ci chodzi?
- Nie udawaj głupszej niż jesteś- odparł, nakładając sobie na talerz ziemniaków.- Wszyscy wiedzą, że jesteś zazdrosna.
Przy stole zrobiło się cicho. Hermiona poczuła się mocno poirytowana.
- Mógłbyś mówić trochę jaśniej?
- No wiesz, urodą nie grzeszysz, inteligencją zresztą też nie, bycie Gryfonką zawdzęczasz pewnie tylko nazwisku, a two....
Percy'emu przerwała duża porcja kapusty, która nagle wylądowała na jego twarzy. 
Hermiona poczuła, jak pod jej powiekami zbierają się łzy. Szybko wybiegła z jadalni, a potem bez chwili namysłu- z domu. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Wyglądało jak złota kula na tle różowo-błękitnego tiulu, lecz dziewczyna ledwie to zauważyła. Odruchowo pobiegła do domku na drzewie, który kiedyś zbudował dla niej Charlie. Nałożone były na niego specjalne zaklęcia, dzięki którym mogły go zobaczyć tylko trzy osoby- ona, Charlie i Bill. To właśnie dwóm najstarszym braciom Gryfonka ufała najbardziej. Szybko wdrapała się po drewnianej drabince, po czym weszła przez małe drzwiczki i zatrzasnęła je za sobą. Usiadła w kąciku, podciągnęła nogi pod brodę i obserwowała zagajnik przez nieduże okienko. Po zaledwie kilku minutach, na horyzoncie pojawił się jej najstarszy brat. Podszedszedł pod drzewo na którym się znajdowała i zadarł głowę do góry.
- Hermiono! Odrygluj drzwi! Wiem, że tam jesteś!
Po paru sekundach namysłu dziewczyna zdjęła drewniany skobelek i umożliwiła Billowi wejście. Mężczyzna wdrapał się na górę, ledwo przeciskając się przez niewielki otwór. Usiadł naprzeciw swojej siosty i spojrzał na nią badawczo. 
- Hermiono... Nie powinnaś brać sobie do serca tego co powiedział Percy.
- Ale to prawda- odparła, nie patrząc na niego.
- Nie możesz tak myśleć. Zasługujesz na to, aby być w Gryffindorze. Co do niego mam jednak wątpliwości. 
- A jednak nie jestem ani specjalnie piękna, ani inteligentna. 
- Nieprawda. To, że nie jesteś kanonicznie piękna, to nie znaczy, że wcale. I nie wąż mi się mówić, że nie jesteś inteligentna, bo wtedy dopiero zacznę w to wątpić.
Hermiona przusunęła się i mocno przytuliła do brata. 
- Jedź do Hogwartu i pokaż wszystkim ile jesteś warta. A gdy zwątpisz, pamiętaj, że wszystko może się wydarzyć. Nawet to, że mama pochwaliła dziś Georga za rzucenie w Percy'ego kapustą.
~*~*~*~
Miesiąc później

-Ron, nie żeby coś, ale ten pomysł w W.E.S.Z. jest bez sensu. Nie rozumiesz, że one lubią swoją pracę i nie chcą za to wynagrodzenia?
- Jak możesz tak myśleć?- Gryfon był bardzo obużony. -Nie rozumiesz, że one nie wiedzą co im się należy i jak mogłyby żyć?!
Hermiona z westchnieniem opadła na fotel. Nie miała już siły kłócić się z przyjacielem. 
- Idę na górę- powiedziała i ruszyła w stronę schodów. Nagle usłyszała jak ktoś woła ją po imieniu. Odwróciła się. W jej stronę zmierzał Oliver Brown, Gryfon z tego samego roku. 
- Hej- powiedział uśmiechając się szeroko. - Mam takie pytanie, nie poszłabyś może ze mną do Hogesmed? Jutro? No wiesz.
Hermiona zdziwiła się bardzo. Ona? Z Oliverem? Spojrzała ukradkiem w stronę Rona. Przyglądał się im, więc dziewczyna szybko odwróciła wzrok. Właściwie... Czemu nie? Co jej szkodzi?!
- Pewnie, bardzo chętnie z tobą pójdę- powiedziała i pożegnała się.
~*~*~*~
Nie ma co ukrywać, ale Oliver nie zaliczał się raczej do osób szczególnie inteligentnych. Miał dość pogodne usposobienie i nienajgorszy wygląd, co sprawiało, że był raczej lubiany, głównie wśród dziewcząt. Miał blond loki i niebieskie oczy, a jedyne czym zadziwiał, to to, że był właścicielem białego króliczka. Mimo iż oficjalnie nie byli parą, od pewnego czasu, a dokładniej ich wspólnego wyjścia do Hogesmed, zaczął nazywać Hermionę rudą myszką, co ją wprowadzało w irytację, otoczenie w rozbawienie, a Rona z niewiadomego powodu w dziką furię. Właściwie niewiele ze sobą rozmawiali, cały czas tylko się całowali. Kiedy Oliverowi nudziło się na lekcjach, wysyłał jej słabe wiersze miłosne, które nie wzbudzały w niej nic poza zażenowaniem. Ronald z niewiadomych względów przestał się do niej odzywać. Gdy pytała o przyczynę Harry'ego, ten tylko odpowiadał wymijająco. 
Oliver był ściagącym w drużynie qudditcha Gryffindoru. Kiedyś, po wygranym meczu, pocałował ją na oczach całego domu, co wprawiło ją w niemałe zakłopotanie. Później, widziała Rona i Harry'ego rozmawiających cicho na jakiś ciemnych schodach. Coraz mniej rozumiała. Tygodnie mijały, a Hermiona czuła, że Oliver irytuje ją z dnia na dzień coraz bardziej. Czasem miała go po prostu dosyć. 
Pewnego dnia przytrafił jej się mały wypadek. Podczas lekcji Opieki nad Magicznymi Stworzeniami ktoś niechcący popchnął ją. Wywróciła się i uderzyła głową o ziemię, tracąc przytomność. Niby nic poważnego, ale gdy następnego dnia obudziła się w skrzydle szpitalnym, zastała niektóre sprawy miały się zupełnie inaczej niż wcześniej.
~*~*~*~
Obudziła się w skrzydle szpitalnym, co właściwie było do przewidzenia. Przy jej łóżku siedział mocno zmartwiony Ron. 
- Hermiono...! Żyjesz?
- Jak widać. Cześć Ron- powiedziała i uśmiechnęła się do niego ciepło. Rozglądnęła się po sali w poszukiwaniu swojego adoratora, lecz poza jej ich dwójką w sali nie było nikogo.
Ron zauważył jej spojrzenie. 
- Hermiono... Musisz wiedzieć, że ty i Oliver sobą zerwaliście.
- Naprawdę?!- dziewczyna opadła na poduszki. -Cudownie. Nareszcie. 
Chłopak trochę się zdziwił.
- Cieszysz się?
- Bardzo- odparła ze śmiechem.
Ronowi wyraźnie poprawił się humor. 
- Ile tu siedzisz?- zmieniła temat.
- Jakieś... Cztery godziny?
- Słucham? Aż tyle?!
- No wiesz... Czekałem, aż się obudzisz. 
Hermiona nagle poczuła jak robi jej się cieplej na sercu. Dlaczego ona tak długo się męczyła z tym durnym Oliverem? Po co jej on, skoro ma takiego przyjaciela? Nawet, jeśli tylko przyjaciela...
- Hej... Wszystko w porządku?- zapytał chłopak, widocznie zaniepokojony jej chwilowym milczeniem. 
- Tak- odparła zdecydowanie. - W najlepszym. 


~*~*~*~

Ostatni akapit jest raczej kiepski, ale nie miałam nastroju uczynić go lepszym. Przepraszam. Proszę o komentarze :)

P.S. Czy ktoś z was, tak jak ja, jest wielkim fanem ks. Natanka? :D



16.03.2015

Miniaturka czwarta: Nowe Pokolenie Huncwotów- Dopiec światu (część pierwsza)

Zapraszam na pierwszą część nowej miniaturki. Możliwe, że pomysł nie nowy, ale proszę, stwierdźcie to sami. Ta miniaturka oraz jej następna część będą lekko blogaskowe. Taki klimacik. Zapraszam do czytania. 

~*~*~*~
Wyobraźmy sobie, że pierwszego września 1991 roku, Harry Potter przystał na propozycję Dracona Malfoya i zgodził się zostać jego przyjacielem. Zakładamy także drugą rzecz- Lucjusz i Narcyza Malfoy w skutek tragicznego wypadku, osierocili swojego syna w tym samym roku. Przyda nam się założyć jeszcze jeden, najważniejszy fakt- przyjaźń Wybrańca z arystokratą przetrwała. I trwa nadal.
~*~*~*~
- Pssst! Harry! Psst! Idzie!
Siedemnastoletni Gryfon mrugnął porozumiewawczo do swojego blondwłosego przyjaciela na znak, że usłyszał. Poprawił okulary na nosie i zarzucił na siebie pelerynę niewidkę. Gdy tylko jego postać stała się niewidoczna, Draco wyszedł na środek korytarza, za którego rogiem przed chwilą się chował. W jego stronę zmierzała Pansy Parkinson w otoczeniu swoich kumpli- Crabba I Goyla.
Malfoy czuł, jak zawiesiła na nim swoje nienawistne spojrzenie, które ledwo mogło przecisnąć się przez gąszcz usmarowanych czymś czarnym rzęs. 
- Witaj Pansy!- zagadnął Draco, nakładając na twarz jeden ze swych sztucznych, aczkolwiek pięknych uśmiechów.
- Czego chcesz Malfoy?- zapytała wykrzywiając pomalowane usteczka w wyrazie pogardy.
- Och, mogłabyś grzeczniej złotko. To niebezpieczne, tak się do mnie zwracać.
- Doprawdy?- Ślizgonka uśmiechnęła się wrednie, a Goyle jak na zawołanie zaczął podciągać rękawy swojej szaty. Dracon nie zląkł się jednak, mimo, że przy Gregorym wyglądał jak fretka przy niedźwiedziu.
- Wiesz Pansy.... Jest taka klątwa....
- Jaka klątwa?- uśmieszek zszedł z twarzy mopsa, a jej brwi zmarszczyły się.
- A taka, że za wszystkie niemiłe słowa wypowiedziane pod adresem któregokolwiek Gryfona, będziesz musiała zapłacić.
- Uderzyłeś się Malfoy?- Parkinson odzyskała pewność siebie -To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam! Czy ty myślisz, że ja jestem aż taka głupia?!
- Z grzeczności nie zaprzeczę.
- Ty palancie! -ledwo Ślizgonka wypowiedziała te słowa, a ktoś pociągnął ją mocno za włosy, tak, że aż krzyknęła.
- Jak śmiesz?!- na skoczyła na Bogu ducha winnego Crabba.- Bawi Cię to?!- wydarła się, choć Vincent wcale nie wyglądał jakby mu było do śmiechu.
Draco za to śmiał się tak głośno, że aż ugięły się pod nim kolana.
- Nie śmiej się, durny klarnecie!*- ledwo Pansy krzyknęła te słowa w kierunku Dracona, kiedy w dziwnie niezgrabnym ruchu skoczyła do przodu. Zaraz potem odwróciła się gwałtownie w kierunku Goyla, z chęcią mordu wypisaną na twarzy. 
- Tu zboczeńcu! Jak śmiesz kopać mnie w tyłek!
Dracon śmiał się głośno, gdy biegł w kierunku wieży Gryffindoru, odprowadzany przez niecenzuralne okrzyki koleżanki ze Slytherinu. Cały czas słyszał echo swoich kroków. Posapywał też podwójnie. Słyszał śmiech Harrego za sobą i mimo iż był już daleko, biegł nadal jakby uciekając przed przyjacielem, nadal skrytym pod peleryną. Zatrzymali się oboje dopiero przed portretem Grubej Damy. 
- Niepochamowana brawura- wydyszał, po czym razem z widocznym już dla otoczenia Harrym, przekroczył próg.
W Pokoju Wspólnym nie było prawie nikogo. Tylko kilkoro uczniów siedziało w fotelach lub przy stolikach, odrabiając prace domowe lub plotkując. Już z daleka zauważyli dwie znajome czupryny- jedną rudą, drugą czarną jak smoła.
- Hej Neavill, siemasz Ron- rzucił Harry, zanim opadł na kanapę obok przyjaciół.
- Powiedziałbym, że mi przykro, ale cóż zrobić, skoro tak nie jest. Przegraliście zakład- powiedział z wielkim uśmiechem Dracon, opierając się nonszalancko o fotel.
Neavill westchnął.
- Ja mam być szczery, to się tego spodziwałem. Parkinson jest za głupia.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale spójrzcie na to- powiedział Ron i wskazał głową w stronę schodów prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Schodziła z nich właśnie Hermiona Granger, a w jej stronę zmierzał powoli Seamus Finnigan.
- Eee... Hermiono?
- Tak Seamus?
- Bo ja tak sobie myślałem... Czy może byś ze mną.. No ten.. Wiesz... Nie poszła... Na bal, znaczy się.
Hermiona popatrzyła na chłopaka takim wzrokiem, jakby właśnie zdiagnozowała u niego ciężkie zaburzenia psychiczne.
- Nie gniewaj się Seamus, ale raczej nie- uśmiechnęła się krótko i uciekła przez dziurę w portrecie.
Finnigan spojrzał zrezygnowany na nowe pokolenie Huncwotów, którzy uśmiechnęli się do niego pocieszająco. 
- Liczyłem, że może mnie się uda- przyznał.
- Nie martw się stary. W ciągu ostatniego tygodnia odmówiła równo dwunastu chłopakom- powiedział Draco oglądają swoje paznokcie.
Wszyscy zebrani popatrzyli na niego jak na wariata.
- A teraz wybaczcie panowie, ale mam sprawę do załatwienia- rzucił i pewnym siebie krokiem wyszedł z Pokoju Wspólnego.
~*~*~*~
Gdziesz może być Hermiona Granger, jeśli nie w bibliotece? To oczywista oczywistość. Tak było i tym razem. Draco poszukał trochę w kilku zakamarkach i w końcu znalazł ją, otoczoną co najmniej tuzinem ciężkich ksiąg. Zdecydowanie za dużo jak na jeden esej z historii magii.
- Hej Herm- powiedział, siadając obok niej.- Mam do ciebie pytanie.
- Tylko szybko, widzisz, że jestem zajęta- odparła, nawet na niego nie spoglądając.
- Pójdziesz ze mną na bal?- zapytał.
Hermiona wypuściła głośno powietrze.
- Sorry, ale raczej nie.
- A to czemu?
Kolejny świst.
- Ponieważ nie mam ochoty.
- A to czemu?
- A temu, że jesteś rozpieszczony dzieciakiem, którego największą rozrywką jest bieganie po korytarzach ze swoimi kumplami i doprowadzanie innych do szewskiej pasji!
- Po pierwsze, jak według ciebie mogę być rozpieszczony, skoro jestem sierotą?
- No dobrze, przepraszam.
- Po drugie, dlaczego uważasz, że robienie kawałów innym jest tylko moim zajęciem, a Harrego czy Rona o nic takiego nie posądzasz?
- Posądzam, sklerotyku. Wczoraj posądzałam i robię to praktycznie codziennie.
- No w sumie... Okay. I ostatnia wątpliwość: czy Seamus, Dean, Alex, Charles, Louis, Reul, Michael, Benjamin, Paul, Stephan, William, Joseph i Jermaine również są rozmieszczonymi dzieciakami, których ulubioną rozrywką jest bieganie po korytarzach ze swoimi kumplami i doprowadzanie innych do szewskiej pasji?
- zapytał z niewinnym uśmieszkiem.
- Skąd ty.... 
- Mam swoje sposoby.
Hermiona milczała przez chwilę, wpatrzona w uśmiechnętego od ucha do ucha Dracona. W końcu powiedziała: 
- Wiesz co fretko? Zawrzyjmy układ.
Tleniony zdziwił się tak bardzo, że aż zapomniał upomnieć Mionę za użycie jego znienawidzonego przezwiska.
- Jaki układ? - zapytał natychmiast.
Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.
- Zasady są takie. Jeśli uda ci się w ciągu jednego dnia doprowadzić do szału po jednej osobie z każdego domu, tak aby nie wiedziały, że to ty, pójdę z tobą na bal.
Blondyn roześmiał się głośno.
- Nie uważasz, że to trochę za proste?
- Uważam. Dlatego jest jeden haczyk. 
- Umieram z ciekawości.
- Podczas tego dnia, nie możesz ani razu złamać regulaminu szkolnego.
- Słucham?!
- Ani razu- powtórzyła Hermiona i uśmiechnęła się wrednie.
- Wiesz co? Dobrze. Ale pod warunkiem, że mi pomożesz.
- No chyba żartujesz!
- No weź, zgódź się... Przecież skoro nie będziemy łamać regulaminu, to co ci szkodzi? Choć raz nie bądź sztywną panną Wie...
- Wchodzę w to.
- To cudownie- odparł Draco i uśmiechnął się szeroko. - Tylko ubierz się ładnie na bal.
~*~*~*~
* W dzielnicy w której mieszkam, klarnet oznacza kogoś bardzo mało inteligentnego. Używany zamiennie z bajokiem. Ktoś wie skąd jestem? :)





~*~*~*~

Postanowiłam, że napisze kilka miniaturek o tzw. Nowym pokoleniu Huncwotów. Oto połowa pierwszej z nich. Proszę o komentarze i dziękuję za wszystkie pod poprzednim postem :)


7.03.2015

Miniaturka trzecia: Jedyne co mam do powiedzenia na temat miłości, to to, że jest ślepa.

Zapraszam na trzecią miniaturkę. Chcę bardzo podziękować za motywujące komentarze pod poprzednimi postami. Zgodnie z sugestiami- jest coś więcej niż tylko dialogi :) Tą miniaturka chcę dedykować Agacie, która dzielnie znosi moje lamenty na temat Sama-Wie-Kogo i zmusza mnie do pisania. Czasem XD

Przyjmijmy na czas tej opowieści, że nasza kochana Minerva McGonagall jest trochę starsza niż w rzeczywistości. A dokładniej, że urodziła się w 1928 roku. Dwa lata po Tomasie Marvolu Riddle.
~*~*~*~
Piętnastoletnia Minerwa szła szybkim krokiem korytarzami Hogwartu. Na zewnątrz już dawno zapadł zmrok, drzewa szumiały złowieszczo. Młoda Gryfonka wracała z biblioteki, chcąc zdążyć do wieży przed ciszą nocną. 
Co by nie mówić, panna McGanagall była ładną dziewczyną. Wysoka i szczupła, miała dość nietypowe, wyraziste rysy twarzy, wielkie brązowe oczy, malutkie usta i długie piękne włosy koloru ciemnego złota, które zawsze powiewały za nią jak sztandar. Mimo znacznego zainteresowania ze strony płci przeciwnej, Minerva nie zaprzątała sobie głowy romansami. Twardo stąpała po ziemi i była zdania, że miłość w jej wieku przyniosła by tylko rozkojarzenie i zamęt w jej poukładanym życiu. Wprawdzie była taka jedna osoba, ale... Nie. To nie wchodziło w grę.
Gryfonka szła dalej przede siebie, skupiając się na drodze, gdyż o tej porze na korytarzach było prawie zupełnie ciemno, a ona nie chciała zwracać na siebie uwagi zaklęciem Lumos. W pewnej chwili usłyszała dźwięk, podobny do tego towarzyszącego upadkowi biżuterii lub innych, lekkich metalowych przedmiotów. Zaskoczona zatrzymała się w pół kroku. Zaraz potem usłyszała ciche przekleństwo dobiegające z tej samej strony co poprzedni dźwięk. Poczuła, jak jej przedramiona pokrywają się gęsią skórką. Rozejrzała się. Na korytarzu nie było nikogo. Z duszą na ramieniu ruszyła w stronę głosu, który w tym momencie udowadniał, że zna dużo niecenzuralnych zwrotów. Nagle ucichł. Minerwa poczuła się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Już chciała zawrócić, gdy nagle dwie silne ręce złapały ją od tyłu. Jedna zakryła usta, a druga oplotła ją tak, że miała unieruchomione obie ręce. Dziewczyna próbowała krzyczeć i wyrywać się, ale napastnik był bardzo silny. Pociągnął ją w stronę ciemnych drzwi, które otworzył kopniakiem, po czym wepchnął ją do środka. Sam również wszedł. Drzwi zamknęły się za nimi z łaskotem.
Zanim dziewczyna zdążyła stanąć pewnie na nogach, została brutalnie złapana za ramiona i odwrócona. Zamarła.
- Tom?- zapytała łamiącym się głosem.
- Minerwa?
Chłopak rozdziawił usta ze zdziwienia. Jego przydługie, ciemne loki opadły na czoło. Czarne oczy wlepione były w jej twarz. 
Po chwili, jakby w nagłym przypływie opamiętania, puścił jej ramiona. Odsunął się trochę, lecz nadal nie spuszczał jej z oczu.
- Co to miało być?- zapytała cicho.
Ślizgon przymknął oczy i przygryzł dolną wargę w wyrazie skupienia.
- Nie wymyślaj kolejnych kłamstw!- jej głos odzyskiwał normalną pewność siebie.- Choć raz, choć jeden raz w życiu powiedz mi prawdę!
Tom otworzył oczy i spojrzał na nią. Jego oczy wyrażały ból. 
- Nie mogę- powiedział.- Nie mogę.
- Dlaczego?!- krzyknęła i podeszła blisko niego.- Dlaczego nigdy nie możesz być ze mną szczery?! Dlaczego wiecznie coś ukrywasz?!
Niespodziewanie chłopak gwałtownie przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Bardzo mocno. Z taką tęsknotą i bólem, że pod Minerwą ugieły się nogi.
- Nie mogę-  wyszeptał jej w usta.- Wierz mi, nie chciałabyś wiedzieć. Jesteś tak niewinna- jego ręka delikatnie gładziła jej policzek- Że to mogłoby cię zniszczyć.
Gryfonka poczuła jak po jej policzkach spływają łzy. Zacisnęła powieki. Dlaczego?! Dlaczego musiała pokochać akurat jego?!
- Nie płacz... Proszę, nie płacz...
Tom całował jej usta, policzki, skronie, powieki.  A ona dalej płakała. Nie wiedziała ile tak stali. Ale w końcu łzy wyschły, a usta spierzchły. Minerwa odsunęła się od Ślizgona i podeszła do drzwi. 
- Żegnaj Tom. Obyś odnalazła właściwą drogę- powiedziała i opuściła salę, zanim Riddle zdążył odpowiedzieć. Nie zobaczyła już diademu Roveny Rivenclaw, wysuwającego się z kieszeni przyszłego Lorda Voldemorta.




~*~*~*~

Dla mnie jest zdecydowanie za słodkie. Ale ja jestem taka romantyczna inaczej, więc możliwe, że to tylko moje odczucia. Proszę o komentarze :)


1.03.2015

Miniaturka druga: Póki śmierć nas nie połączy (część druga)

Ostatnia część miniaturki dramione, a raczej połączenie części drugiej i trzeciej, które dnia 25.07.2016r. musiałam uczynić. Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednią. Co do uwag w nich zawartych: jest to raczej jedna z niewielu miniaturek tego typu. Zapraszam do czytania.

~*~*~*~

- Draco?
- Hmn?
- Jesteś głodny?
- Raczej nie, a czemu pytasz?
- Zastanawiam się, czy tutaj można odczuwać podstawowe potrzeby.
- Mam nadzieję, że nie, bo nie wyglądasz na zbyt pożywną.
- Bardzo śmieszne, naprawdę.
- Weź wyluzuj kobieto.
- Wiesz, czyściec nie jest miejscem wywołującym we mnie przyjemne skojarzenia. Zresztą ta biel doprowadza mnie do szału.
- Mnie akurat też. Gdyby tak więcej zieleni...
- Czerwieni!
- Zieleni!
- Zieleni i czerwieni. Zadowolony?
- Tak. Życie to kompromis. Ech...
- Twoje głębokie myśli filozoficzne czasem mnie dobijają.
- Jak mamy tu przeżyć, to musisz przestać zrzędzić Hermiono.
- A ty musisz przestać rzucać sarkastyczny mi komentarzami. Draco.
- Moje imię dobrze brzmi w twoich ustach. I nie musisz się czerwienić. Naprawdę, nie trzeba.
- Patrz!
- Na co?
- Na drzewa!
- Są tam!
- Choć!
- Już idę! Nie ciągnij mnie tak. Nie ucieknie.
- Patrz! Są prawdziwe!
- Tak... Nawet pachną.
- Nigdy nie widziałam piękniejszych drzew!
- Niezłe są, ale patrz. Podłoże nadal jest białe.
- Chodźmy dalej.
- Ale po co? Drzewa wdzędzie takie same.
- Jak chcesz, to mogę cię tu zostawić.
- Nie, lepiej nie! Jeszcze nie wrócisz czy coś.
- A co, tęsknił byś?
- Wiesz, w gruncie rzeczy jesteś lepsza od samotności.
- Dzięki Draco. To było miłe. 
- Starałem się.
- Spójrz w górę!
- Niebo!
- I chmury!
- Rozejrzyj się. Nie widać już nigdzie tej białej przestrzeni.
- Jakoś za nią nie tęsknię.
- Ani ja.
- Czy to wąwóz?
- Chyba tak. Ale lepiej tam nie schodź.
- Czemu nie? Przecież nic mi się nie może stać. Bardziej martwa już raczej nie będę.
- No nie wiem. 
- Przestań marudzić. Nic nie może się stać, jeśli podejdę bliżej. Prze.... Aaaaaaa!
- Hermiono!
~*~*~*~
Cisza.
Cisza.
Cisza.
- Hermiono?! Gdzie jesteś?! Nie widzę cię. W ogóle nic nie widzę. Tu jest tak jasno! Słyszysz mnie?!
- Jestem tutaj.
- Gdzie.
- Nie...Nie wiem. Też cię nie widzę. Ale słyszę twój głos. Gdzieś blisko.
- Słyszysz to?!
- Tak! To coś jak trzęsienie ziemi! Czuję jak wszystko wibruje i trzeszczy!
- Złap mnie za rękę!
- A jak według ciebie mam cię złapać za rękę, skoro... O. Ty chyba nie masz takich problemów.
- Draco uważaj, zaraz zmiarzdżysz mi żebra.
- Wybacz. I tak na marginesie: powinnaś umyć włosy. Czuć je krwią.
- A jak według ciebie miałam to zrobić?
- Dobrze, dobrze. Nie wierć się. Wydaje mi się, że ta jasność się przeżedza. 
- Tak, masz rację... Chyba znów widać nasz las. 
- Wstawaj! Choć!
- Poczekaj Hermiono! Stój! Nie!
- Dlaczego?
- Nie mogę wstać. Coś... Coś mnie trzyma.
- Słucham?!
- Jakaś siła. Tak czy inaczej,  nie mogę się ruszyć.
- Draco, patrz! To... 
- To niebo. Idź.
- Co?
- Zostaw mnie tu i idź. Nic mi nie będzie.
- Chyba sobie żartujesz?!
- Hermiono, ja mówię zupełnie poważnie.
- Nie ma mowy! Nigdy cię nie zostawię!
- Proszę cię, nie płacz. Ja rozumiem, że mnie kochasz, ale bez przesady.
- Zaraz oberwiesz.
- Czyli nie idziesz?
- Nie.
- Myślę, że jednak zmienisz zdanie.
- Rozwiń tę myśl.
- Właśnie odkryłem, że ta siła puściła. Ej, zaraz mnie udusisz, kobieto! Choć lepiej. W końcu mamy dla siebie całą wieczność.


~*~*~*~

Proszę o opinie dotyczące całości. Następna miniaturka będzie już miała coś więcej niż dialogi XD

23.02.2015

Miniaturka druga: Póki śmierć nas nie połączy (część pierwsza)

Taaaa daaam! Druga miniaturka. Dramione, zgodnie z zapowiedzią. Zapraszam do czytania.

~*~*~*~

Nagle poczuł, jak coś ciężkiego wbiło się mu w plecy. Zatrzymał się i zachwiał. Oprócz bólu, czuł niesamowite ciepło, które rozlewało się po jego ciele. Świat wokół nagle znalazł się za niewiedzialną barierą. Nic nie słyszał. Nic nie czuł. Było tylko to ciepło. Potem wszystko zawirowało. Upadł na kolana. Poczuł krew w ustach. Upadł. A potem była już tylko jasność.

~*~*~*~
Coś uderzyło w nią z niesamowita siłą. Rozbłysło zielone światło. Zawsze zastanawiała się, jak to będzie. Nie bolało, choć było nieprzyjemne. Usłyszała szaleńczy śmiech pełen satysfakcji. I krzyk, pełen bólu. Zacisnęła palce mocniej na różdżce. Chciała zginąć razem z nią. Jej ciało stało się niesamowicie ciężkie. Upadła. Jej głowa zadzwodziła o posadzkę. A potem ogarnęła ją światłość.

~*~*~*~
 Otwarła oczy i zmróżyła je pod wpływem oślepiającej bieli. Najpierw pomyślała, że trafiła do skrzydła szpitalnego, ale zaraz zreflektowała się.
- Hermiono, ty nie żyjesz. Nie mogłaś trafić do skrzydła szpitalnego. A przynajmniej... Obudzić się w nim- powiedziała do siebie na głos.
Usiadła. Świat zawirował. Chwyciła się za głowę. Po chwili wszystko uspokoiło się, a ona rozejrzała się wokół siebie.
Całe otoczenie jaśniało przerażającą bielą. Po za tym trudno było o tym miejscu cokolwiek powiedzieć. Biała nicość- oto najbardziej trafne określenie. Wstała i zrobiła kilka kroków. Czuła się zupełnie normalnie.
Z wachaniem poszła dalej. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegła coś, co wyglądało jak kilka białych kamieni zbudowanych z tej samej dziwnej białej materii, co otoczenie.
Usiadła na jednym z nich i wyprostowaną nogi. To czyściec? Okres przejściowy? Cokolwiek to było, było okropne. "Żeby chociaż mieć tu kogoś, z kim można porozmawiać"- pomyślała z tęsknotą. 
Nie minęło parę sekund, gdy za swoimi plecami usłyszała kroki. Odwróciła się błyskawicznie i wytrzeszczyła oczy.
- Malfoy?!
- Granger?!?!?!
- Za jakie grzechy?!- krzyknęli jednocześnie i zmierzyli się równie nienawistnymi spojrzeniami.
- Uważam, że w twoim przypadku to pytanie jest nie na miejcu- powiedziała wyniośle Hermiona. Ślizgon w odpowiedzi tylko prychnął. Po chwili wahania usiadł na " kamieniu", który był położony najdalej od Gryfonki. Dziewczyna odwróciła się do niego plecami i podciągnęła kolana pod brodę. Nie o takie towarzystwo prosiła.


~*~*~*~

Milczeli. Długo. Tak długo, że Draco z nudów zaczął liczyć pieprzyki na swoim ciele.


Cisza.

Cisza.
Cisza.
Cisza.


- Granger?

- Czego?
- Czy ty też nie żyjesz?
- Tak sądzę Malfoy.


Cisza.

Cisza.


-Jak zginęłaś?

- Dostałam Avadą. A ty?
- Czymś ostrym. Nożem chyba.
- To dziwne. Po co ktoś miałby rzucać w ciebie nożem, skoro jest czarodziejem?
- Nie wiem Granger. Naprawdę nie wiem.
- Może zgubił różdżkę...
-Jakoś mało mnie to obchodzi. Nie żyję. To mój główny problem.


Cisza.

Cisza.


- Granger? Gdzie my jesteśmy?
- Nie wiem Malfoy. Może to przedsionek nieba, albo...
- Czyściec?!
- To bardzo prawdopodobne, zważywszy, że jestem tu z tobą.
- Ta aluzja nie była potrzebna.
- Minuta z tobą powinna wymazać wszystkie moje grzechy. 
- No dziękuję ci bardzo, Granger, naprawdę. Ty nawet po śmierci będziesz człowieka gnębić. Jak to się mówiło? "Niech spoczywa w pokoju". W pokoju może, ale w spokoju na pewno nie.
- Malfoy. Między nami nie ma pokoju.
- Wybacz to niedopatrzenie.
- Wybaczam.
- Pfff.
- Powinieneś się cieszyć Malfoy, że choć jedną rzecz ci wybaczyłam.
- Nieładnie jest chować urazę, wiesz?
- Nieładnie jest nie przepraszać, słyszałeś o tym?
- Nie.
- A ja nie słyszałem o wybaczaniu.


Cisza.

Cisza.

Naprawdę długa cisza.

- Przepraszam Granger.
- Nie ma sprawy.
- Właściwie myślałem, że zaczniesz wymachiwać rękami i prawić kazania.
- Wiesz Malfoy, kiedy nie żyjesz, pewne rzeczy przestają mieć dla ciebie znaczenie.
- Granger, czy ty też to widzisz?
- Co takiego?
- Ta przestrzeń... Coś się w niej pojawia.
- Niby co takiego? Nic nie widzę.
- Jakby zarys drzew... Choć tu, może stąd zobaczysz.
Stuk, stuk.
- Widzę Malfoy! To jakby... Widmowy las?
- Na to wygląda.
- Przesuń się Malfoy, bo zaraz spadnę z tego kamienia.
- Mam ochotę powiedzieć coś niegrzecznego.
- Powstrzymaj się.


Cisza.



- Granger?
- Tak?
- Czy myślisz, że zostaniemy tu na zawsze?
- Nie wiem Malfoy.
- Żadna z tych wszystkich wielce mądrych ksiąg, które przeczytałaś nie wspominała nic o takich przypadkach?
- Ta ironia była zbędna. I nie. To może wykraczać poza twoje zdolności pojmowania, ale wyobraź sobie, że większość autorów książek jest żywa.
- Och, nie dąsaj się Granger. Jak mam tu z tobą zostać na wieki, to wolałbym, żebyś się o byle co nie obrażała.
- A ja bym wolała, żebyś był mniej ironiczny.
- Kobieto, ja się od momentu śmierci bardzo hamuję!
- Doprawdy?! Gdybym wiedziała, że ukatrupienie zmienia człowieka, zabiłabym cię już dawno temu!
- Stop.
- Co?
- Granger, czy ty nie rozumiesz, że my tu możemy zostać na wieczność?! Nie uważasz, że powinnaś się trochę lepiej zachowywać, a nie tylko besztać mnie o wszystko?!


 Cisza.



- Sorry Malfoy. Masz rację.
- Draco jestem.
- Hermiona.
- Gra... Hermiono, widzisz to?!
- Ten las! On jakby...
- Urzeczywistnia się!
- Nabiera kolorów!
- Staje się prawdziwy!
- Ale nadal jest jakiś taki niewyraźny.
- Cierpliwości Hermiono. Cierpliwości.





~*~*~*~


Oto pierwsza część. Prawdopodobnie czekają nas jeszcze dwie. I znów proszę: potraktujcie to z przymrużeniem oka. Jeśli przeczytałeś- proszę skomentuj. Nawet jeśli nie będą to miłe słowa. To i tak ważne ;) UWAGA! Druga część wbrew pozorom nie znajduje się między pierwszą a drugą, ale po miniaturce dziewiątej. Oszczędzę wam tłumaczenia.


Lydia Land of Grafic